Our-Story...

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Moda

#1 09-01-2013 18:55:11

 Elennie

Administrator

34136061
Zarejestrowany: 31-12-2012
Posty: 46
Punktów :   

Eternal - Come, Break Me Down!

Wstęp



Włochy w roku tysiąc pięćsetnym tętniły życiem, sztuką oraz odrodzeniem. Był to czas, kiedy żyli najwięksi mistrzowie malarstwa, rzeźby i architektury, jak Andrea Mantegna, Sandro Botticelli, Donato Bramante, Michał Anioł, Leonardo da Vinci. Jeden z nich jest powiązany z tą opowieścią, a mianowicie jest to twórca „Mona Lisy”. Wieść nie jest popularna, jednak wielki artysta miał córkę, a właściwie kogoś, kogo na nią wychowywał. Caterina da Vinci nie była znana, jednak dla malarza stała się oczkiem w głowie. Uczył ją wszystkiego, przynajmniej do czasu, gdy odnalazła ich Sofia Ryo, matka Cateriny – w tysiąc pięćset pierwszym roku. Zabrała córkę do Rzymu i odcięła wszystkie kontakty z Leonardem. Caterina buntowała się wiele razy, jednak musiała być posłuszna Sofii. Stała się zamknięta w sobie. Tylko jedna osoba znalazła do niej klucz. Gdy dziewczyna stała się kobietą – w roku tysiąc pięćset piątym – poznała uroczego Włocha, bogatego początkującego artystę, dla którego stała się muzą. Wyjawiała mu wszystkie swoje sekrety, tęsknoty i żale. Nie wiedziała, że do niego też będzie miała żal, który przejdzie w nienawiść.
Miesiąc przed zaręczynami spacerowała przez winnicę ukochanego. Słońce chyliło się ku zachodowi, powietrze było przesączone upajającym zapachem winogron i świeżej ziemi. Pochylała się właśnie nad jednym z pnączy, gdyż dostrzegła tam pięknego, dojrzałego owocu. W momencie, w którym wyciągnęła rękę, by go zerwać, ktoś złapał ją od tyłu, odchylił jej głowę na bok, a potem ogarnęła ją ciemność. Obudziła się następnego dnia, ale to już nie była tamta niewinna dziewczyna. Została skażona na wieczność krwią Dziedzica Pierwszego Wampira. Stała się Eternalką*.

*Eternal - ang. wieczny, ponadczasowy


http://img255.imageshack.us/img255/1494/sygnaturkadlaeverlastin.jpg

I'm at war with the world cause I
Ain't never gonna sell my soul
I've already made up my mind
No matter what I can't be bought or sold

Offline

 

#2 09-01-2013 19:15:14

Rotten

Gość

Re: Eternal - Come, Break Me Down!

No kurczę za krótko i bardzo chciałabym przeczytać więcej, więcej!
Eternal - Nigdy nie słyszałam o podobnym terminie. Tak, czy inaczej czekam na ciąg dalszy

 

#3 09-01-2013 19:21:24

 Elennie

Administrator

34136061
Zarejestrowany: 31-12-2012
Posty: 46
Punktów :   

Re: Eternal - Come, Break Me Down!

Chapter One



Dwudziesty pierwszy wiek jest dla mnie bez porównania ciekawszy niż szesnasty, choć dzieli je wyraźna jak dla mnie granica. Cóż, nie powinnam jednak na to narzekać, w końcu powoli się przyzwyczajam do tego całego zamętu. Nigdy nie było mi łatwo, ale jakoś daję radę, czasami udaję, dla Isabell. Jej się tu tak bardzo podoba, to nowe życie, nowa tożsamość. Zapomniała o celu, jaki sobie wyznaczyłyśmy przed laty, ale nie mam serca przypominać przyjaciółce o tym. Rana wciąż jest otwarta, choć obrazy, które dotyczą jej otwarcia, zamazują się i stają się tylko ciemnym zamętem.
Stop, powstrzymuję się. Nie wolno mi pogrążać się w pesymizmie. Inaczej znów wpędzę się w depresję i przez dziesięć lat będę unikać wszystkiego, co oddycha. Tamten okres przypomina mi, że nie mogę się poddawać. Muszę się skupić.
Wkraplaczem dodaję do niewielkiego, zdartego, odrapanego kociołka kilka kropel krwi ludzkiej. Wyrównuję przy tym oddech, to znaczy udaję, że oddycham. To jednak mi pomaga. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć. Chochlą powoli mieszam zawartość, która przybrała już czarny kolor, a woń przypomina zgniłe owoce, a zwłaszcza winogrona. Od tamtego letniego wieczora nienawidzę winogron prawie tak mocno jak Jego, więc przestaję poruszać klatką piersiową.
Nad sobą słyszę lekkie kroki. Nie podnoszę głowy, tylko wciąż mieszam. Po chwili mogę już wyczuć delikatną woń trawy cytrynowej, charakterystycznej dla Isabell. Słyszę, jak siada za moimi plecami przy stole i jeździ po nim paznokciem.
- Podoba mi się tu – szepcze, ale i tak dobrze rozumiem każde słowo. – Musimy wyjeżdżać? To wielkie miasto, z pewnością udało nam by się przenieść.
Pod względami przeprowadzki dzielimy się rolami na marudne dziecko i wredną matkę. Dzisiaj jestem tą drugą. Nie odwracając się do niej, biorę z miseczki kilka listków pokrzywy i wrzucam do mikstury.
- Jesteśmy tu już ponad trzy lata – przypominam jej. – Robbie nie zauważa, że od czasu, gdy zaczęliście się spotykać nie zmieniłaś się ani o milimetr? – wyobrażam sobie w myślach, jak się krzywi, a potem jej oczy robią się smutne. – Miami jest wspaniałe, owszem, ale już nie dla nas. Może za dziesięć, dwadzieścia lat, ale już nie.
- Polubiłam nawet Robbie’go – mówi Issa rozmarzonym głosem. – Nie jest ideałem, ale jest miły, słodki, taki kochany i martwi się o mnie. Jak mam mu powiedzieć, że wyjeżdżam, ot tak? Po co nam to błędne koło, Kath?
Podkręcam ogień pod kociołkiem i wreszcie obracam się przodem do niej, opierając się o blat. Isabell ma spuszczony wzrok na swoje dłonie leżące na stole, czarne włosy opadają jej kosmykami wokół twarzy. Ma zbolałą minę. Jakaś część mnie to rozumie, że ona chce się wreszcie tak prawdziwie zakochać, nawet przemienić wybranka w Eternala, a dla niej i dla mnie to największy ból, jaki może istnieć.
Robbie kocha Issę i dobrze zdaję sobie sprawę, że ona także zaczyna do niego czuć coś więcej niż zwykłą przyjaźń. Pasują do siebie. Oboje szaleni, wiecznie weseli. A teraz to wszytko musi zostać przerwane, bo ludzie zaczynają szeptać. Nie tylko Robbie zauważa, że coś nie gra. Tak samo Wendy i Patty, nasze przyjaciółki, choć między nami jest bardzo gruby mur tajemnic. Jak między wszystkimi, których znamy.
- Komu zadajesz to pytanie? – kręcę głową. – Zapytaj Jego. Może i gryzłybyśmy ziemię i byłybyśmy kupką popiołu, ale nasze życie wyglądałoby inaczej. Zastanawiałaś się nad tym, co straciłyśmy? Bo ja wiele razy. Że nigdy nikogo nie pokocham naprawdę, nikomu oprócz ciebie nie zaufam. Nie będę miała dzieci, wnuków, prawnuków. Nie zestarzeję się w uroczym florenckim domku, otoczona obrazami taty, tą niesamowitą atmosferą. Wiesz dobrze, co możemy zrobić, ale jeszcze nie teraz, jeszcze nie dziś. Jutro za to wyjeżdżamy. Znalazłam niewielką mieścinę, której nie znajdziesz na żadnej mapie. Nazywa się Crescend. Może tam uda nam się zostać kilka lat, co?
Isabell podnosi głowę i patrzy mi prosto w oczy.
- Obiecaj mi, że nie wyjedziemy po roku – prosi.
Co mam zrobić? Ona chce w miarę normalnego życia, ja również. Poddana, mruczę:
- Obiecuję.
Issa wstaje od stołu i w dwóch krokach jest przy mnie, przytulając mnie mocno. Ma z pewnością nadzieję, że tam również znajdzie kogoś, kto ją pokocha i przez jakiś czas nie będzie mieć żadnych podejrzeń. We mnie również tli się iskierka, że natrafię na jakiś ślad. Nie bez powodu wybrałam właśnie Crescend. Znajduje się tam pewne archiwum, które chcę przejrzeć. Na razie jednak postanawiam nie wspominać o tym przyjaciółce.
Kiedy mnie w końcu wypuszcza, wracam do kociołka. Mikstura jest gotowa, więc wyłączam palnik i nalewam specyfiku do dwóch wysokich kieliszków. Podaję jeden z nich Isabell, a drugi zostawiam sobie. Zmuszanie się do wypicia tego świństwa wiele kosztuje, ale też wiele daje. Po wypiciu nasze oczy przybierają ciepłe, ludzkie barwy, zamiast stalowoniebieskich, włosy bardziej się kręcą, sylwetki minimalnie zmieniają, karnacje przybierają odcień delikatnej opalenizny u Isabell, a u mnie jeszcze mniej widocznej. Wyglądamy jak ludzie. Doskonała maska.
- To co... Zadzwonię do Robbie’go i spakuję nas – mówi Issa. – Zabukujesz bilety i załatwisz wszystko związane z domem?
Kiwam twierdząco głową, a po chwili przyjaciółka idzie w stronę swojej sypialni, nieco bardziej radosna niż przed pięcioma minutami. Chwytam swój telefon, dzwoniąc najpierw na lotnisko, a następnie do Crescend w sprawie kupna domu. Trochę perswazji, której nauczyła mnie Issa, miły głos i już budynek jest nasz. Następne połączenie z architektem wnętrz, różnorodnymi pomocnikami i wszystko jest gotowe.
Wyłączam telefon i kieruję się w stronę salonu. Podchodzę do komody, na której stoi nasze zdjęcie, zrobione podczas jednej z imprez: niby mojej osiemnastki, a tak naprawdę trochę ponad pięćsetki. Biorę je do ręki. Nagle zza ramki wylatuje złożona kartka kremowego papieru, widocznie stara. Ze zdziwieniem odstawiam zdjęcie i schylam się po nią. Drżącymi rękami rozkładam ją i czytam.

Miłość jak najpiękniejszy owoc, rozstanie jak słodka gorycz, kochanie. Ty i ja. Zawsze Cię znajdę, choćby na końcu świata. Jeszcze o Tobie nie zapomniałem, tak samo jak o Izabeli. Przekaż jej całusy ode mnie, najdroższa.


~M.



Arkusik wypada mi z dłoni, nie mogę złapać oddechu. Znalazł nas po tylu latach. Dawno już nie zostawiał wiadomości. A teraz... To przecież niemożliwe. Ukrywałyśmy się tak dobrze. My chciałyśmy znaleźć Jego, On znalazł nas. Jest jak cień, przypomniałam sobie. Nie do złapania.
Chwytam pudełko długich zapałek, biorę kartkę do drugiej ręki i podpalam ją. Obserwuję, jak zapala się, płonie, a następnie zostaje z niej tylko popiół. A niech go szlag, myślę.


http://img255.imageshack.us/img255/1494/sygnaturkadlaeverlastin.jpg

I'm at war with the world cause I
Ain't never gonna sell my soul
I've already made up my mind
No matter what I can't be bought or sold

Offline

 

#4 09-01-2013 19:58:51

Rotten

Gość

Re: Eternal - Come, Break Me Down!

Kurczę... bardzo mi się podoba. Zostawiłaś nieznośny niedosyt, który nie daje mi teraz spokoju.

 

#5 11-01-2013 18:33:16

 Elennie

Administrator

34136061
Zarejestrowany: 31-12-2012
Posty: 46
Punktów :   

Re: Eternal - Come, Break Me Down!

Chapter Two



Następnego dnia późnym popołudniem jesteśmy już w Crescend. Wygląda właśnie tak, jak się spodziewałam: mnóstwo lasów, budynki sprzed parędziesięciu lat, powietrze nasycone czymś, co kojarzy się z domem. Domem taty.
Kierowca taksówki uprzejmie nas wypytuje, skąd przyleciałyśmy, jak się nazywamy, na ile zostajemy. Z pewnością ta informacja powędruje dalej, jednak grzecznie odpowiadamy; ja nieco bardziej powściągliwie. Za to Isabell promienieje wręcz radością, wypytuje o mieszkańców i tym podobne drobiazgi.
Po kilkunastu minutach dojeżdżamy na Roses Garden 5, niewielką parcelę, którą kupiłam. Zachwyca mnie jej piękno. Biały, piętrowy budynek z ciemną dachówką, otoczony wielkimi krzewami róż i jabłoniami. Wygląda wręcz jak z bajki, a mimo, że mniejszy od domu w Miami, bije go na głowę.
- Przepiękny – szepce przy moim uchu przyjaciółka, po czym chwyta swoje walizki, jakby nic nie ważyły – ku wielkiemu zdziwieniu taksówkarza – i biegnie w stronę drzwi.
Kręcę ze śmiechem głową, wyjmuję własne bagaże i płacę kierowcy, wręczając mu banknoty z miłym uśmiechem. Żegnam się i również idę w stronę wejścia.
Drzwi są z ciemnego, grubego drewna, na którym jest wystrugana gałązka róży. Chwytam za pozłacaną klamkę i delikatnie popycham je do przodu. Po chwili otacza mnie aromat korzennych przypraw, dymu z kominka i kwiatów. Rozglądam się powoli, a na moich ustach rozkwita prawdziwy uśmiech. Ściany są obłożone panelami w kolorze zbliżonym do drzwi. Na jednej z nich jest kominek, w którym trzaska wesoło ogień, a nad nim wisi obraz sadu w blasku słońca; na drugiej półki z książkami; na trzeciej wielki telewizor; na czwartej okno, przez które widać niewielki ogródek. Na suficie lekko kołysze się przepiękny, duży żyrandol. Na podłodze leżą dywany w odcieniach czerwieni i brązu. Niewielka kanapa, kilka foteli, niewielki stolik do kawy, kilka półek, by ustawić zdjęcia. Salon jest połączony z kuchnią. Szafki o kolorze ciemnej kawy stojące w równych rządkach, wiszące także. Kuchenka, lodówka, inne sprzęty typu AGD. A na środku duży, a wręcz ogromny kwadratowy stół, obok którego stoją dwa krzesła.
Wszystko sprawia wrażenie, jakbyśmy mieszkały tu od zawsze, a nie od dziesięciu minut. Idę dalej, w stronę schodów, prowadzących na piętro. Wchodzę powoli, nie spiesząc się, napawając się tą chwilą. Po kilku sekundach stoję w holu. Naciskam na klamkę drzwi najbliżej, a moim oczom ukazuje się pokój. Ten jest zapewnie mój, skoro nie urządza się w nim Isabell. Ściany w kolorze ciemnej czerwieni, kilka odcieni jaśniejsze szafki, komody i szafa. Przy oknie stoi biurko, na którym znajduje się lampka i kilka notatników. Jednak najważniejszym elementem jest łóżko: wielkie, posłane ciemnofioletową, zupełnie niepasującą do reszty, pościelą, z ciemnymi zasłonami. Bez zastanowienia puszczam rączki walizek i rzucam się na nie. Przymykam lekko oczy. Jest wspaniale.
Nie po każdej przeprowadzce się tak czuję. Jedne miejsca podobają mi się bardziej, inne mniej. Domek w Dallas pięćdziesiąt lat temu był okropny, tak samo ten w Argentynie, trzydzieści lat wstecz. Tutaj jednak jest wspaniale. Może faktycznie uda nam się zostać tu dłużej niż rok, niż dwa? Może jeśli będziemy się trzymać nieco z boku, to nawet pobędziemy tu pięć lat?
Marzenia zawsze są piękne i zawsze takie pozostają. Jeśli jednak dochodzi do ich realizacji jest nieco gorzej. Teraz jednak chcę zapomnieć o regułce, którą wygłaszam od wielu lat i skupić się na chwili. Carpe diem.
Po kilku minutach błogiego leniuchowania zabieram się do wypakowywania bagaży. Książki na półki, ubranie do szaf i szafek, zdjęcia stawiam na półkach, laptop kładę na biurku. Miało wyjść perfekcyjnie, a wyszło jak zwykłe: tu się coś przewraca, tam już coś leży na podłodze. Dla mnie to jednak jest piękne, ponieważ znaczy, że się zadomowiłam.
Home, sweet home.



Późnym wieczorem, a właściwie już nocą, siedzimy z Isabell w salonie. Ona półleży na kanapie, ja rozłożona na fotelu, nogi przerzucając przez oparcie. Pijemy gorącą czekoladę, rozmawiamy, oglądamy telewizję, śmiejemy się. Ogień miło trzaska w kominku, za oknem na niebie błyszczą gwiazdy.
- Robbie miał taki dziwny głos, gdy z nim ostatni raz rozmawiałam – relacjonuje mi przyjaciółka. – Powiedziałam mu „Robbie, skarbie, wybacz mi, ale to koniec. Muszę wyjechać gdzieś z Kath, daleko stąd. Nie będzie jak utrzymywać kontaktu.” – Prawie zawsze tak zrywa z chłopakiem i znam jej kwestię na pamięć, jednak przyjemnie jest słuchać jej głosu. – A on na to „Ale Isabell, ja myślałem, że ty i ja... Że to już tak zostanie, no wiesz... Chciałem cię...” i tu mu przerwałam, bo nawet nie chciałam słyszeć o żadnym ślubie, a on zdawał sobie z tego doskonale sprawę, że mam do nich niechęć. No naprawdę, zawiódł mnie tym płaczliwym głosem. Wydawał się w porządku – krzywi się lekko. – Nici z miłości – śmieje się.
Również się śmieję. Ona często się zakochuje, niby na zabój, a tak naprawdę do czasu gdy okaże się, że zabawka sprawia tylko pozory takie, jakie ona by chciała. Wtedy jest już koniec. Trochę jej zazdroszczę, że umie się dzięki temu zapomnieć w tym, w czym ja jestem taka zawzięta. Chciałabym się zakochać, ale po prostu nie umiem. W życiu miałam tylko Jego. Nie nauczyłam się. Nie zdążyłam.
- Typowy szczeniak – stwierdzam. – Udawał mięśniaka, żeby cię poderwać. Z tym ślubem to jednak przesadził. Sama go widziałaś tydzień temu na mieście z Holly na randce, prawda?
Issa uśmiecha się słodko.
- Ale potem przepraszał, to dałam mu drugą szansę. Jednak zaręczyn nigdy bym mu nie wybaczyła.
- Po dwóch latach i czterech miesiącach najwyższy czas ustawić go na półce koło innych trofeów – proponuję, pokazując wyimaginowaną półeczkę. – Koło Drew czy Petera?
Moja przyjaciółka udaje, że rozmyśla nad tym jakże ważnym pytaniem.
- Petera. Drew był chociaż na tyle porządny, że mnie nie zdradzał.
Kiwam twierdzącą głową.
- Święta racja – potwierdzam, stawiając wyimaginowaną figurkę Robbie’go na półeczce.


http://img255.imageshack.us/img255/1494/sygnaturkadlaeverlastin.jpg

I'm at war with the world cause I
Ain't never gonna sell my soul
I've already made up my mind
No matter what I can't be bought or sold

Offline

 

#6 11-01-2013 20:19:46

Ririchiyo

Gość

Re: Eternal - Come, Break Me Down!

To jest wspaniałe.
Trafiłaś w me gusta.
Jestem ciekawa co wymyślisz dalej.
No to pozostaje mi czekać cierpliwie.
Mam nadzieję, ze szybko dodasz kolejną część.

 

#7 12-01-2013 12:21:07

 Elennie

Administrator

34136061
Zarejestrowany: 31-12-2012
Posty: 46
Punktów :   

Re: Eternal - Come, Break Me Down!

Chapter Three



Wczoraj wieczorem udało mi się przekonać Issę, że jeśli chce tu zostać, to musimy wtopić się w tłum, co oznacza zapisanie się do publicznego, jedynego liceum w tym małym miasteczku. Z innej perspektywy może to wyglądać dziwnie, że dwie dziewczyny przyjechały do Crescend na swój ostatni rok w szkole, ale odrobina perswazji pogrąży ich w błogim stanie niewiedzy.
Rano wstaję jako pierwsza. Nie spiesząc się, biorę ubrania, w miarę grzeczne, dzięki którym sprawię wrażenie typu panny z dobrego domu, i idę do łazienki. Tam biorę szybki prysznic, rozczesuję włosy, robię delikatny makijaż – zwykła kredka, brązowe cienie, tusz, błyszczyk – po czym ubieram się w strój. Biała bluzeczka na ramiączkach, bladoróżowe szorty z brązowym paskiem, a na ramiona zarzucam jasnofioletową kurteczkę. Przeglądam się w lustrze ze skwaszoną miną. Niekoniecznie chodziło mi o rolę słodkiej idiotki uwielbiającej róż, ale trudno. Może to odgoni natrętów.
Na boso schodzę do kuchni, rozkoszując się dotykiem chłodnych paneli pod stopami. Wstawiam kawę, bo jak na razie nasze zaopatrzenie obejmuje jedynie napoje, po czym zaczynam sobie podśpiewywać. Jak normalna dziewczyna, radosna, o zwykłym poranku.
- ‘Cause I miss you, babe, and I don’t wanna to miss a thing... *– Nawet ja znam tak popularne melodie, jak słynna piosenka Aerosmith.
- Widzę, że humorek dopisuje – słyszę za sobą charakterystyczny śmiech Isabell.
Odwracam się w jej stronę, po czym zamieram z wrażenia na widok jej stroju. Cóż, biała bluzka z krótkim rękawkiem i długa do ziemi kolorowa spódnica to nie jest to, czego się spodziewałam. Prędzej jakiejś sukienki, lub czegoś w tym stylu. A Issa nie założyła nawet najmniejszych obcasów, tylko brązowe rzymki. Włosy za to ma podpięte w coś na kształt rozpadającego się koczka, spiętego na karku, z którego wymykają się pojedyncze kosmyki.
- Dobrze się czujesz? – pytam, lekko podenerwowana.
Przyjaciółka podchodzi do mnie, zalewa kawę, o której kompletnie zapomniałam i wymierza żartobliwy cios między żebra.
- Postanowiłam postawić na coś innego jako Isabell Ghost. Swoją drogą – bierze do rąk jeden z kubków i upija łyk napoju – dlaczego właśnie „Ghost”? To ma być jakiś żart? Kontrast?
Biorę drugi kubek, ale nie parzę się, lecz czuję tylko delikatne ciepło.
- To w miarę popularne nazwisko – wzruszam ramionami. Może nie tak bardzo jak „Smith”, ale nada się. Swoją drogą, podoba mi się bardziej niż „Tanner”.
Na zmianę wymyślamy nowe nazwiska. Zwykle są bardziej niedorzeczne, ale w ostatnich latach nieco się uspokoiłyśmy. Cóż, ludzie dziwnie patrzyli na kogoś o nazwisku „Devil”, „Hell” albo „Death”.
- To co, idziemy? – pyta Issa, wstawiając swój kubek do zmywarki.
Kawa w dwóch łykach. A jakże.
- Tak, tylko założę buty i wezmę torbę – odpowiadam, szybko dopijając napój.
Isabell bierze ode mnie kubek, wskazując na zegarek wiszący na ścianie naprzeciwko. Za dziesięć ósma, a o ósmej musimy się pojawić w sekretariacie. Świetnie.
Idę – Eternale nie biegają, gdy nie muszą, bo z natury poruszają się wystarczająco szybko – do swojego pokoju, gdzie zakładam buty na niewielkim obcasie, biorę torbę wypchaną podręcznikami, które swoją drogą, zamówiłam tydzień temu i już zdążyłam je przejrzeć, a co za tym idzie, stwierdzam, że tematy są nudne do szpiku kości.
Następnie schodzę na dół, w samej chwili gdy moja przyjaciółka otwiera drzwi wejściowe. Doganiam ją i razem wychodzimy, zamykając drzwi kluczem. Bałam się zostawić je tylko zatrzaśnięte, chociaż to małe miasteczko, ale nie wiadomo, kto może się napatoczyć. Wsiadamy do zaparkowanego na podjeździe volvo – Isabell za kierownicą, w końcu to ona wybrała samochód, więc jest jej – i z prędkością kilka razy przekraczającą dozwoloną w terenie zabudowanym, jedziemy do szkoły.

* Aerosmith - I Don't Wanna To Miss A Thing


http://img255.imageshack.us/img255/1494/sygnaturkadlaeverlastin.jpg

I'm at war with the world cause I
Ain't never gonna sell my soul
I've already made up my mind
No matter what I can't be bought or sold

Offline

 

#8 26-01-2013 12:53:28

 Elennie

Administrator

34136061
Zarejestrowany: 31-12-2012
Posty: 46
Punktów :   

Re: Eternal - Come, Break Me Down!

Chapter Four



Po niespełna pięciu minutach volvo wjeżdża na parking dla uczniów, przepełniony autami ze starych i nowych roczników. Budynek wydaje mi się odpychający, a to, że służy jako szkoła niezbyt mu pomaga. Ze ścian, kiedyś pewnie białych, tu i ówdzie odchodzi tynk. Schody przed wejściem są gdzieniegdzie pokruszone. Ogólnie ta trzypiętrowa placówka nie zapowiada spędzenia w nich najmilszych chwil w życiu.
Wysiadamy i kierujemy się w stronę wejścia. Nie zadaję sobie trudu pytania kogokolwiek z mijających gdzie znajduje się sekretariat, w końcu od czegoś ma się te zmysły Eternala. Isabell delikatnie puka do drzwi po lewej, a potem zdecydowanie je otwiera i wchodzi. Pozostaje mi tylko wejść za nią, co robię po sekundzie.
Biuro jest niewielkie. Pod kremowymi ścianami stoją półki zawalone papierami, w jednym z kątów znajduje się drukarka, przy której właśnie stoi jakaś uczennica, a na środku, przy drewnianym biurku siedzi blondynka po czterdziestce, lekko zaokrąglona i wpatruje się w nas natarczywie.
- Słucham? – jej głos jest piskliwy, wymuszony i sztuczny.
Odchrząkuję.
- Nasz ojciec, pan Ghost, wczoraj przysłał tutaj nasze podania – mówię, oczywiście podając sekretarce wymyśloną historyjkę. Wpatruję się przy tym w jej oczy.
- Ach, tak, oczywiście. Isabell i Katherine, prawda? – pyta, szybko mrugając. To efekt po działaniu perswazji, której nauczyła mnie Issa. – Tutaj – kobieta grzebie w stosie na biurku, po czym wyjmuje z niego dwa arkusze – są wasze plany lekcji. Profil humanistyczny i profil sportowy? – kiwam krótko głową. – Proszę – podaje mi arkusiki. – Miłego pierwszego dnia!
Wychodzimy, żegnając się, po czym podaję Isabell jej plan.
- Sportowy? Zwariowałaś?- unoszę jedną brew, przekonana o pojawieniu się nagłej choroby psychicznej, która pojawiła się niecałe pół godziny temu.
- Faceci lubią wysportowane dziewczyny – mówi, jakby to wszystko tłumaczyło, przy okazji uśmiechając się tajemniczo. Bo w sumie to wyjaśnia. – Dobra, pierwsza algebra. Pa! – przytula mnie na pożegnanie i odchodzi w swoją stronę.
Kręcę z niedowierzaniem głową, po czym, słysząc dzwonek świadczący o tym, że oto nadeszła ósma rano, zerkam na własny plan. Angielski z samego rana, jak miło. Cóż, pretensje mogę mieć wyłącznie do siebie, że zamiast iść na ogólny, wybrałam humanistyczny.
Idę szybko na pierwsze piętro i odnajduję klasę numer trzydzieści osiem. Pukam grzecznie, a gdy słyszę donośne „Proszę!”, otwieram drzwi i wchodzę do środka, gotowa na Armagedon.
Wszystkie głowy na raz kierują się w moją stronę, dziewczyny zwężają oczy w szparki, które według nich mają wyglądać niebezpiecznie, bo w końcu jestem intruzem wkraczającym na ich teren, a chłopcy zerkają z niedowierzaniem. Wliczając w to nauczyciela, z tego, co wyczytałam, pana Farkela.
- A, tak – humanista wraca do rzeczywistości. – Moi drodzy, to nowa uczennica w naszej klasie, panna...
- Katherine Ghost – dopowiadam.
- Proszę, tam koło panny Coben jest wolne miejsce. Ma pani podręcznik? – pyta.
Kiwam głową i kieruję się w stronę wyznaczonej ławki, a nauczyciel rozpoczyna lekcję. Dziewczyna, „panna Coben”, uśmiecha się do mnie przyjaźnie, gdy siadam i wyjmuję książkę, otwierając ją na wyznaczonej stronie numer sto osiemdziesiąt pięć.
- Jestem Victoria, ale mów mi Tori -  przedstawia się.
Odwracam głowę w jej stronę. Pierwsze, co zauważam, to proste, z przodu trochę poniżej ramion, a z tyłu do pasa, rude włosy, z prostą grzywką opadającą na czoło, powyżej jasnozielonych oczu. Jest mniej więcej mojego wzrostu, może nieco niższa. Bladą dłonią bawi się długim wisiorkiem, wiszącym na szyi. Tą jasnością się nie przejmuję, w końcu sama wiem, że rudym osobom ciężko jest się porządnie opalić.
- Kath – kiwam głową w jej stronę.
Po krótkim zapoznaniu postanawiam skupić się na tym, co przekazuje nauczyciel, choć są to nieprawdziwe informacje, nawet jeśli mówimy o „Romeo and Juliette”. Pląta się z ich nazwiskami, Juliette nadając miano Monteki, a Romeo zaliczając do rodu Capuletti. Kręcę tylko z niedowierzaniem głową, słowa nie mówiąc. Jeśli w tej pseudo-lekcji uczestniczą jakiekolwiek osoby, które mają jakiekolwiek pojęcie o tym, jaki profil wybrały, to albo powinny zwrócić uwagę panu Farkelowi albo tylko komentować go w myślach, jak ja w tej chwili.


http://img255.imageshack.us/img255/1494/sygnaturkadlaeverlastin.jpg

I'm at war with the world cause I
Ain't never gonna sell my soul
I've already made up my mind
No matter what I can't be bought or sold

Offline

 

#9 26-01-2013 23:26:19

Raven

Gość

Re: Eternal - Come, Break Me Down!

Po prostu zachwycające ^^ Na prawdę bardzo mi się podoba. Czekam na następną część~! Tak więc życzę weny i pozdrawiam :3

 

#10 27-01-2013 12:25:12

Ririchiyo

Gość

Re: Eternal - Come, Break Me Down!

No, no. To się zaczyna dziać.
Robi się coraz ciekawiej.
Ale głupoty na tych lekcjach wygadywał.
No cóż. Pozostaje mi tylko czekać na kolejny rozdzialik.

 

#11 01-02-2013 17:52:11

Rotten

Gość

Re: Eternal - Come, Break Me Down!

Czytam, to opowiadanie na obu forach i każdy wątek odwiedzam codziennie i sprawdzam, czy aby przypadkiem nie dodałaś nowego rozdziału...

Czekam i czekam...

Ps:
Czytam już trzeci raz i niezmiennie twój tekst podoba mi się tak samo.

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.plbusy Holandia psychoterapia