Our-Story...

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Gry

#1 13-05-2013 22:18:36

wanti

Gość

Smocze nieszczęścia~

Kłaniam się nisko. Chciałabym przedstawić wam moje opowiadanie o smokach. Dlaczego? Bowiem uwielbiam te wymyślone stworzenia i postanowiłam, mimo licznych obaw względem ortografii, spójności wypowiedzi, estetyce oraz ogólnemu zarysowi napisać w tym rozdziale o tych pięknych zwierzętach. Raz się żyje, poza tym, już dawno temu ktoś mnie uświadomił, że: "Nie ma życia bez ryzyka".
Już na początku dodam, że było miło was poznać i zapraszam w skromne szeregi Smoczych strażników, plujących trucizną potworów, posiadaczy wiedzy o wszelkich wulgaryzmach - elfów, małych i wyjątkowo wścibskich goblinów, filozoficznych driad drzewnych, kotów i białej dziewczynki - Sary.



http://fontmeme.com/create.php?text=Rozdzial%201&name=Van%20den%20Velde%20Script_personal_use_demo.ttf&size=50&style_color=6E0A87



"Wszystko jest w barwach. Niebo jest białe. Uczucie jest białe. Barwy zaś, to uczucia. Samotność jest bielą, więc i ja jestem biała. Nienawidzę bieli". Tak dziś rano pomyślała, kolejny dzień z rzędu wypatrując sympatycznej rudej wiewiórki.
Niestety, czyli tak od paru dni, nie znalazła jej. Opadła na łóżko.
Sara, dziewczynka o niskim wzroście i błyszczących zielonych tęczówkach powędrowała wzrokiem na komodę w stylu rokoko. Splotła ręce, żeby nie trzęsły jej się, i oparła się o ścianę. Przez chwilę liczyła krążące za oknem kruki, które nagle i nie wiadomo skąd, zerwały się z Doliny kwitnących maków nad płaczącą wierzbę. Próbowała się uspokoić, ale każda próba wyrównania oddechu kończyła się fiaskiem. Ponownie zerknęła na zakazany kwiat błękitnego maku. W całej Krainie znane były skutki wąchania tego kwiatu. Na początku traciły się kontakt ze światem, po prostu uzależniony człowiek miał omamy i wizje senne. Często z przepowiedniami, ale zawsze dłuższa znajomość z zapachem rośliny wiązała się z śmiercią. Schowała główkę maku do kieszeni.
  Sara miała czarne jak węgiel włosy i smutne spojrzenie. Jej skóra była biała, co nie było powodem do zachwytu. Tutaj, nikt nie miał tak bladej cery jak ona. Nikt nie miał pojęcia też, że jej rodzice pochodzą z innego świata. Ona sama o tym nie wiedziała, i nie dowiedziałaby się, gdyby nie smoki. Smoki - te cudowne muskularne i potężne ciała pokryte błyszczącą i śliską w dotyku łuską. Te duże mądre oczy. I głos. Z zazdrością przeglądała album rodzinny, z rezygnacją odkładając go na komodę. Wiele razy szukała podobieństwa do jej Mamusi, czyli Smoczej matki o żółtych oczach, potężnym sino-zielonym ogonem pokrytym łuskami o barwie srebrzystej szarości. Jej Matka była obdarzona imieniem Alicja i miała wyjątkowo dobrze rozbudowane ciało, jak na Smoczycę. Nigdy nie znajdywała i tym razem nie znalazła żadnego podobieństwa do własnej matki. Ona była człowiekiem, w dodatku albinosem, a jej matka smokiem.
Ktoś zapukał energicznie do drzwi, dziewczynka instynktownie podniosła głowę.
- Kochaniutka, ma petite* kolacja na stole. Dziś usmażyłam krokieciki z rybiej wątróbki. Twoje ulubione. - Powiedziała z szerokim uśmiechem Smoczyca zerkając kątem oka na Sarę. Niechętnie podniosła wzrok z białej komody i odwzajemniła uśmiech.
- Zaraz przyjdę Mamo, muszę coś zrobić. - Mruknęła cienkim głosikiem i po chwili usłyszała odgłos oddalających się kroków rodzica.
Odetchnęła sprawdzając czy przypadkiem nikt ją nie podgląda i wsunęła dłoń do kieszeni bacznie obserwując pod każdym kątem drobne, delikatne i lekkie płatki maku. Miał zapach starych książek i gotującej się owsianki, mimo to kusił.
- Chciałabym być kwiatem. Pięknym kwiatuszkiem i wyrosłabym na Dolinie kwitnących maków. Każdy by mnie podziwiał. - Wypowiedziała cicho w przestrzeń przed sobą, przymykając na dwie sekundy oczy. Sięgnęła po drewnianą laskę i wsparła się na niej. Jej wzrok zatrzymał się na zagipsowanej prawej nodze. Stała tak jeszcze przez chwilę i pokuśtykała do kuchni. Tam czekała już nieco zdenerwowana Mama, ale na widok kaleki-córki zaniechała zbędnych komentarzy. Sara, jakby tego nie zauważyła, zbliżyła się do drewnianego stołu i nieśmiało podniosła wzrok na talerz. Krokieciki pachniały przepysznie, czuła ich zapach już w korytarzu. Chwyciła widelec i obaliła całkowicie kulturę przy stole, łapczywie pochłaniając porcję krokiecików.
- Oh, widzę, że jeden talerz nie wystarczy! - Zawołała zadowolona Smoczyca z fartuchem owiniętym wokół talii. Odwróciła się do metalowego garnuszka z krokiecikami i nałożyła córce porządną porcję. Tą, już spokojnie przełykała Sara. Jej spojrzenie zatrzymało się  na nowym zestawie filiżanek Willtney. Matka zauważyła jej wzrok i szybko wytłumaczyła białoskórej Sarze.
- Dostałam od naszego nowego sąsiada. Wprowadzili się ponad dwie godziny temu. To naprawdę bardzo miły smok wodny. - Mruknęła zamyślona wspierając się łapami o krawędź krzesła. Dodała po chwili. - Miałam zamiar przedstawić cię z Panem Edwardem i jego synem Gabrielem, ale obiecali mi, że jutro przyjdą do nas na obiad z wizytą.
Sara uważnie słuchała, połykając każde słowo. "Nowi sąsiedzi? Tutaj? Na tej bezludnej i niebezpiecznej ziemi?".
Najwidoczniej smoczyca nie przejęła się zbytnio Sarą, gdyż wyszła pośpiesznie z kuchni, przepraszając, ale miała nagły wypadek w klinice goblinów.
Albinoska próbując popić krokieciki sokiem z czarnej porzeczki dostrzegła na siedzeniu czarnego kota.
Kot ten, miał niezwyczajne imię, które brzmiało Lucjan. Lucjan był opasłym i bardzo aroganckim zwierzęciem o grubym futrze i przenikliwym chłodnym spojrzeniu. Pomimo swojej wagi, był zwinny - tak jak na kota przystało.
Sara wyciągnęła dłoń w kierunku Lucjana, ale on z niechęcią jedynie obwąchał opuszki palców i zeskoczył z krzesła. Urażona Sara siedziała nadal na krześle merdając widelcem w zimnej potrawce, a kątem oka obserwując rodzinnego pupila.
Niestety na pięć sekund spuściła go z oczu i już tamtego wieczoru nie zobaczyła go więcej. "Zaginął jak kamień w wodę". Nie przypuszczała wtedy, że kot najzwyczajniej w świecie, senny, ułożył się do spania w szafce kuchennej pod umywalką.
To była jego z nielicznych i ulubionych kryjówek w których spędzał mroźną noc, chociaż w Krainie smoków nigdy nie było zimno, po prostu koty były wymagające, co do temperatury. Lubiły ciepło, a Lucjan nie był wyjątkiem.
Sara ze smutkiem opuściła kuchnię. Tej nocy wpatrywała się tęsknym wzrokiem w błękitne płatki maku, dotykając ich i mrucząc pod nosem w sennej wizji swoje najskrytsze pragnienia.

Rano, gdy pierwsze promyki słońca drażniły jej skórę zauważyła coś podobnego co rudej kity wiewiórki. Przez chwilę oniemiała, wpatrzona w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą był gęsty ogon zwierzęcia. Powoli podniosła się do siadu. Przeczesała dłonią włosy i ... natychmiast zerwała się z łóżka. Na tyle, ile pozwalał dziewczynce gips. Przechyliła się i otępiałym wzrokiem szukała po pomieszczeniu wiewiórki. Ściany były pokryte grubą farbą o odcieniu zgniłej zieleni, natomiast podłoga była wyłożona poliuretanową posadzką, która aż promieniowała od płynu do podłogi o zapachu wanilii. Sara nie mogła oprzeć się ciekawości i jej kościste palce owinęły poręcz łóżka. Przechyliła się do przodu nieufnie wyciągając szyję w stronę przestrzeni pod łóżkiem. Na początku nic nie zauważyła. Zwierze jednak spanikowało widząc zielone oczy człowieka i pognało w najdalszy róg. Sara milczała, podekscytowana wyciągnęła dłoń do wiewiórki i przemawiała do niej miękkim głosem.
- Pamiętasz mnie? To ja ci cztery dni temu dałam pestkę słonecznika. - Mruknęła próbując dosięgnąć wiewiórkę, ale ta widząc niebezpieczeństwo wskoczyła na rękę dziewczynki i mocno wgryzła się siekaczami w skórę Sary. Cichy pisk wypełnił pokój. Stłumiła go jednak, ostrożnie siadając na łóżku i przyglądając się fiołkowym oczom rudej istoty. Ostatnim razem miała orzechowe tęczówki.
- Auu... Dlaczego to zrobiłaś? - Spytała cicho.
Zmieszała się i wpatrywała przerażona w czerwoną, gęstą ciecz, która spływała po palcach i zostawiała małe kropeczki na białej pościeli. Wzdrygnęła się, obserwując jak wiewiórka wyjmuje z jej ciała siekacze i szybko zeskakuje na parapet, uciekając w pole. Miała wrażenie, że chciała jej coś przekazać. Otrząsnęła się jednak z tej myśli, była niewiarygodne i niepodparta żadnymi dowodami.
  Dziewczynka odprowadzała wzrokiem agresywną wiewiórkę. Włożyła palec wskazujący do ust i zaczęła wysysać krew, dopóki nie przestała cieknąć. 


*ma petite - Moja mała (fr.)

 

#2 19-05-2013 22:44:58

wanti

Gość

Re: Smocze nieszczęścia~

- Zaczekaj Sara! - Przerwała jej bieg Smoczyca, która rzucała wściekłe spojrzenie na drobną istotę w powiewnej, skromnej sukience zapinaną na dwie czarne klamry u piersi. Matka stała oparta o framugę drzwi wyjściowych i wyzywająco oparła łapy na biodrach. Dziewczynka stanęła natychmiast odwracając się powoli do Matki. Czuła jak jej wzrok żółtych ślepi próbuje przewiercić jej duszę.
- C-czy coś się stało? - Zająknęła się, próbując dzielnie wpatrywać się z uniesionym podbródkiem w smocze oczy. Te stworzenia na metr wyczuwały kłamstwo. Smoczyca zmrużyła nieprzyjemnie powieki, jej twarz przybrała groźny grymas.
- Co tam chowasz? - Spytała chłodno, podchodząc do córki o krok do przodu. Sarę wzdrygnęła panika, cofnęła się i odparła szybko. Ręce się lepiły od potu, mocno zaciskając na paczce orzechów laskowych. Zapanowała nieznośna cisza, przytłumiona myślami dziewczynki "Chciałam tylko... Wiewiórka". Ale czy ta wiewiórka niedawno zrobiła jej krzywdę? Czy tak się odpłaca za zmarnowanie paru kropel krwi?
Z nieba zaczęły spadać pojedyncze krople, zanim się obejrzała, wszystko stało się mokre i obślizgłe. Na powierzchnie zaczęły wychodzić ogniste kreciaże. Smocza twarz zmieniła się gwałtownie. Strach i przerażenie na twarzy Mamy odczytała po sekundowym opóźnieniu. Ciało uniosło się metr nad powierzchnią. Widziała jak w zwolnionym tempie wyciąga ku niej łapy z wydłużonymi szponami, dzielił je metr, może dwa. Jej wzrok zatrzymał się na różowym cielsku, które cicho wypuściło dym z paszczy gębowej i uniosło coś w rodzaju głowy w kierunku niewinnej dziewczynki. Z wrażenia opuściła laskę i torebkę z orzechami. Fala zbliżającego się ognia opętała jej ciało.

Nie krzyczałam, właściwie nic nie czułam. Była tylko biel i czerwień, biel, która zamienia się w skrawki popiołu i czerń, resztki palącej się skóry. Powieki same się zamknęły. Czułam jak moje ciało pochyla się i klęczy przed śmiercią. Twarz matki znikła za ścianą czerni, widziałam teraz jedynie białą kostkę, która toczy się po spalonej ziemi. Stanęła na liczbie 16, na moim wieku. Uniosłam się tak lekko jak piórko, które ignorując grawitację wznosi się jak para wodna ku górze.
Ktoś mną szarpnął. Słyszałam krzyki, ale nie były takie głośne jak w rzeczywistości. Były szeptami, zrozpaczonymi szeptami, które stawały się coraz wyraźniejsze. Ból i otępiałe wrażenie ciężkości powróciło. Zmarszczyłam brwi, wyrywając ze swojego gardła cichy jęk. Otworzyłam oczy, albo tak mi się wydawało, bo zamiast mojego smoczego domku widziałam głęboką czerń. "Straciłam wzrok". Mimo tego, że nic nie widziałam, coś spływało z pomiędzy powiek. Policzki zwilżyły się i już wiedziałam, że to były łzy. Nie mogłam ich powstrzymać. Wykrzywiłam twarz w cierpieniu, próbując poruszyć jakąś część ciała. Nic. Ugryzłam się w język, zaciskając zęby. Nadal nic. Zrezygnowana wsłuchiwałam się w szepty. Nic nie zrozumiałam, te odgłosy były jakby w oddali, ale wyraźne i niskie.
- Co mamy z nią zrobić? Psia mać! Wygląda jak kawał spalonego mięsa. - Ocenił niezbyt optymistycznie pierwszy głos.
- Może lepiej poczekajmy aż się obudzi? - Zaproponował cieńszy głos.
- I co? Może jeszcze poczekajmy aż nas pożre! Licho wie jaka to menda drapieżna! - Trzeci głos. Miałam wrażenie jakby było ich pięciu, ale najwyraźniej tylko ci trzej prowadzili jako taką konwersację na jej temat.
- Ślepy jesteś? Nie ma nawet pazurów. Nic nam nie zrobi tępaku. - Pierwszy głos.
- Jasne! A wiesz o takim przysłowiu "Nie oceniaj książki po okładce"?
- Zamknij paszcze Piotrusiu! - Krzyknął trzeci głos, ale natychmiast umilkli. Przestraszyłam się, bo nie słyszałam nic przez co najmniej trzy minuty. Ktoś musiał przyjść.
- Słychać was w całej wiosce, śmieci. - Mruknął chłodny głos, który dodał po zastanowieniu. - Kto to jest?
- Nie wiemy, Panie. Uratowaliśmy ją od ognistego kreciaża. - Odpowiedział na pytanie nowo przybyłego gościa pierwszy głos.
- Spalić ją. - Rozkazał gniewnie.
- A-ale... - Zawahali się w tym samym momencie pierwszy i drugi głos.
- Natychmiast gnijące odpadki ludzkości! - Zagrzmiał przerywając ich komentarz.
Usłyszałam jak coś szybko przerywa powietrze, a potem krzyk każdego z nich po kolei. W powietrzu unosił się zapach spalenizny, to najwidoczniej ja. Ze strachu omal nie zemdlałam. Potem poczułam twarde dłonie na swoim ciele, które mało ostrożnie rzuciły mnie w jakichś rów.
Po policzku ponownie spływały mi potoki łez. Była jedna pocieszająca rzecz - czułam dotyk i słyszałam, więc nie jest ze mną tak źle jak myślałam. Długo nie minęło czasu, jak pisk opon koło mnie zabrzmiał tak zbawiennie, jak ugaszenie pragnienia w najgorętszy dzień.
- Ej, Daniel! Chodź tu! Znalazłem nieprzytomną dziewczynę! - Powoli traciłam świadomość gdzie trafiłam i zdałam sobie sprawę, że muszę jakoś zawołać o pomoc. Podniosłam dłoń na dwa centymetry, ale starania poszły na marne, gdy dłoń znowu upadła z cichym trzaskiem o ziemie. Chyba złamałam kość...
- K-kto t-to jest? N-nie-nie widziałem j-jej w-wcześniej-niej.
- Zabierzmy ją stąd. Tu jest niebezpiecznie.
- D-d-dobrze, a-ale my j-ją nie zn-znamy. N-nie możemy. O-ona nie ży-żyje.
- Widziałem jak poruszała ręką! Pośpieszmy się, bo gobliny mogą tu przyjść. - Ku mojemu zaskoczeniu, dłonie, które mnie teraz dotykały, były miękkie i gorące. Nie miały nic z tych wcześniejszych zimnych i kamiennych dłoni, które mnie rzuciły w ten rów. W duszy podziękowałam im za ich poświęcenie, miałam ochotę wybuchnąć rzewnym płaczem, że na tym świecie istnieje jeszcze takie coś jak dobroć.
Nie miałam pojęcia kiedy zasnęłam, ale gdy rozwarłam z lekkością oczy i ujrzałam przed sobą biały sufit, podziękowałam Bogu, że żyję. Że mogę znowu ujrzeć biel, nawet taką wyblakłą jak ten sufit pokryty w pajęczynach i kurzu.
- Obudziła się... - Szepnął łagodny i barwny głos młodzieńca z jasnymi włosami. Jego błękitne oczęta śmiały się do mnie, zauważyłam nawet szeroki uśmiech na jego twarzy. Był ładny.
- Hej, wszystko w porządku? - Zapytał ukazując rząd równych, białych zębów. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc po prostu milczałam, wpatrując się w jego twarz. Zaniepokojony odwrócił się, dopiero teraz zauważyłam za jego plecami klękającą postać. Gęste ciemnobrązowe loki zasłaniały połowę twarzy drugiego chłopaka, mimo to, dostrzegłam brązowe oczy młodzieńca. Zmieszana tak dużym zainteresowaniem mną, odwróciłam twarz na sufit. Poczułam także mrowienie w policzkach, co oznaczało, że się zarumieniłam.
- Widzisz co zrobiłeś! Twoja paskudna morda zawsze musi wszystko psuć. - Krzyknął jasnowłosy do przyjaciela, ale w jego głosie nie było wyrzutu. Miałam wrażenie jakby to był niewinny żart. Kątem oka przyglądałam się chłopakom próbując jak najwięcej sobie przypomnieć z wypadku. Ogień, moja matka rzucająca się w moją stronę, śmierć i gobliny. To brzmiało jak fabuła jakiegoś najgorszego koszmaru. Jedna łza spłynęła ukradkiem po mojej twarzy staczając się przez gardło. Wsiąkła w koszulę, którą teraz miałam na sobie. Była czysta z niebieskimi guziczkami na piersi. Zastanawiało mnie jedno "Kto mnie rozebrał?"
- J-jak to? C-co ja zrobiłem-iłem? - Oburzył się chłopak w kręconych, pięknych lokach i spojrzał na mnie z uśmiechem. - Jak-ak ci na imię?
Próbowałam uciec wzrokiem przed tymi brązowymi oczami, ale one uparcie wpatrywały się we mnie i w końcu odpowiedziałam słabym głosem.
- Hildegarda. - Wymamrotałam, zażenowana moją nieporadnością w dziedzinie oszukiwania i kłamania. Ścisnęłam palce na pościeli, przykrywając się aż do samej szyi.
- Nie musisz się nas bać. Mam na imię Filip, a to mój brat Daniel. Nic cię nie boli, Hildegardo? - Zachichotałam cicho, nie mogąc się powstrzymać. To imię, brzmiał w jego ustach niczym "Julia". Szybko jednak się otrząsnęłam i zaprzeczyłam energicznym potrząśnięciem głowy, co było prawdą, nie czułam bólu. Filip szturchnął brata w bok, a ten zmieszany wyprostował się i odwrócił odemnie wzrok.
- Wybacz za niego, nie potrafi się powstrzymać przed niewiastami. - Czy ja dobrze słyszę? "Niewiasty"? A co to takiego? - Dopiero niedawno wrócił ze służby w Kamiennych Kopalniach i jeszcze nie przywykł do widoku tak ładnych dziewczyn. - Powiedział ze szczerym uśmiechem, mrugając do mnie, jakby odgadł moje zmieszanie. Jeszcze bardziej speszona i czerwona ze wstydu, przykryłam się kołdrą po czubek nosa.
- Potrzebny ci sen. Ja muszę wyjść w ważnej sprawie, więc zaopiekuje się tobą mój brat. Bądź grzeczna Hildo, jakbyś czegoś potrzebowała poproś Daniela. - Odparł po czym bezwstydnie pogłaskał mnie po włosach i wyszedł z mieszkania. Teraz, jeszcze bardziej podenerwowana przyglądałam się z napięciem na spokojną postać chłopaka, który wypijał czwartą szklankę herbaty i podtykał mi pod nos jakichś napar. Byłam pewna, że chce mi zrobić krzywdę, ale po paru godzinach przyglądania się jego sennych ale pewnych ruchów, stwierdziłam, że jest całkiem zabawny. Czasami potykał się o zawinięty róg dywanu, po czym siarczyście klną na "goblińskie odchody". Zdarzyło mi się też podglądnąć go w kuchni, gdzie smażył jajecznice z harpich jajek i śpiewał w kółko piosenkę "You're Beautiful" niezwykle przy tym gestykulując. Prawie spalił jajecznice, co wydało mi się mniej zabawne w porównaniu z tańczeniem wraz z kuchenny mopem.
Gdy śpiewał miał piskliwy głos, ale dziwne było to, że wcale się nie śmiałam z jego wokalu. Był wyjątkowy, nie był za wysoki ani za "przesłodzony". Był naturalny. Westchnęłam odkrywając powoli nogi. Usiadłam na łóżku i wpatrywałam się tęsknym wzrokiem w okno. Moja głową pękała od podejrzeń, przypuszczeń i pytań. Zamyślona wodziłam wzrokiem od jednej wieżyczki do drugiej i liczyłam ich malutkie okienka. Każda z wieżyczek miała jedenaście okien i trzy balkony. Gdy przechyliłam się do przodu, ciekawskim wzrokiem poszukując postaci, która znikła za budowlą, usłyszałam głos. Podskoczyłam na miejscu, odwracając się.
- Co robisz?! - Mruknęłam zanim zdążył się wytłumaczyć z nagłego położenia dłoni na moim ramieniu.
- Wybacz, nie chciałem cię ... przestraszyć. - Powiedział i wziął szybko rękę z mojego ramienia, niepewnie kładąc ją na swoim karku. Uśmiechnął się zmieszany i spytał kierując słowa w moją stronę. - Jesteś głodna?
- Nie, ani trochę. - Wypaliłam, ale brzuch zdradziecko zaburczał co wywołało uśmiech na twarzy chłopaka. Podał mi rękę i wsparłam się o niego, gdy zaprowadzał mnie do kuchni. Uparłam się, że chcę tam pójść o własnych siłach, ale nie miałam nic do powiedzenia, gdy okazało się, że nie jestem do tego zdolna.
Usiadłam na krześle z jasnego i lekkiego drewna, przyglądając się talerzowi ciepłej jajecznicy ze szczypiorkiem i bochenkiem chleba.
- Smacznego Hildo. - Rzucił zanim jednym pociągnięciem widelca pochłonęłam całą porcję. Najwidoczniej wyglądałam przy tym wyjątkowo głupio, bo wybuchnął niepohamowanym śmiechem i podał mi swój talerz. Zamarłam z widelcem w ręku i powiedziałam równie dobitnie jak Moja matka, która kazała iść mi spać wieczorem.
- Nie zamierzam jeść twojej porcji. Ahh... - Wciągnęłam powietrze przez płuca, gdy przypomniało mi się drobne kłamstewko. Daniel podniósł na mnie zaciekawione spojrzenie brązowych oczu. Nie mogłam go okłamywać, trzeba mieć szacunek do osób, które się mną opiekowały.
- Ja... Nie mam na imię Hildegarda. - Gdy dostrzegłam, że nadal nic nie rozumie, dokończyłem ze świstem. - Nazywam się Sara Montreux.
- Wiedziałem, że skłamałaś. - Uśmiechnął się życzliwie i podsunął mi swój talerz. - My, elfy, wiemy wiele rzeczy bez słów, proszę zjedź to.
Przypatrywałam mu się nieufnie przez chwilę, ale w końcu wzruszyłam ramionami i zaczęłam kulturalnie jeść jego porcje. Był mi głupio, że tak zrobiłam. Jednak mój żołądek chyba wcale nie żałował mojej decyzji, bo gdy skończyłam oparłam się o krzesło i o mało gdybym nie zamruczała jak Lucjan, gdyby nie słowa Daniela.
- Kim jesteś? Masz białą skórę, ale nie wyglądasz jak umarli. - Zapytał wpatrując się we mnie i skrzyżował ręce na piersi. Odpowiedziałam mu z wahaniem.
- Jestem albinoską, córką smoczycy Alicji z Doliny kwitnącego maku. - Przez moment czułam wręcz jego kolejne pytanie w powietrzu, ale grzecznie czekałam dopóki je nie wypowie.
- Smoki nie m-m... - Zamilkł widząc moje zimne spojrzenie i odchrząknął poprawiając się. Wiedziałam co chciał powiedzieć "Smoki nie mogą mieć dzieci ludzi". - Pokazać ci coś?
Kiwnęłam głową, odkładając widelec na talerz. Po chwili wziął mnie za dłoń i poprowadził wzdłuż korytarza. Zamiast niespodzianek wolałam wiedzieć czy moja Mama żyje, ale usłużnie kierowałam się tuż za nim, przyglądając się pełna obaw starym obrazom na ścianach. 

 

#3 22-05-2013 22:31:57

wanti

Gość

Re: Smocze nieszczęścia~

Ruszyłam długim korytarzem, pociągając lewą nogą w gipsie za prawą. Moje ciekawskie spojrzenie oblepiało staromodne obrazy w wiktoriańskich ramach i wędrowały, aż po ściany obklejone łososiową tapetą z malutkimi wypustkami w kształcie kwiatów róży. W korytarzu zapanowała ciemność tłumiona jedynie cichym pobrzdąkiwaniem dzwoneczków, które były zawieszone jako ozdoba tuż przy suficie. Niezdarnie potykałam się, wsłuchując w ciszę, która zapanowała, gdy uderzyłam kolanem w podłogę. Moje dłonie przytrzymały się skrawka ubrania Daniela. Skrępowana spuściłam głowę tak nisko, jak tylko potrafiłam. "Co ja właściwie robię? Powinnam stąd uciec, tu nie jest moje miejsce." Poczułam dotyk na zewnętrznej warstwie dłoni. Nie drgnęłam, przełknęłam ślinę ciężko dysząc i oddałam się prowadzeniu przez chłopaka. Ujął moją dłoń, ostrożnie przysuwając się do mnie, tak bym mogła z powrotem oprzeć się o jego ramie. Nie zrobiłam tego jednak, nawet po krótkim spojrzeniu elfa.
- Nic ci się nie stało? - Zapytał przechylając się w moją stronę.
- Nie. Daleko jeszcze? - Mruknęłam nieco zniecierpliwiona wędrówką po tym labiryncie korytarzy. "Pytanie na pytaniem - to strategia raczej niezbyt przyzwoita, lecz co miałam robić?" Ostre światło padło prost w moją twarz. Oślepiona przymknęłam powieki, zasłaniając oczy dłonią i lekko mrużąc oczy próbowałam dostrzec postać, która celowała lampą w moją twarz. Teraz, jakby na wskutek olśnienia, jakaś zakładka w moim mózgu przesunęła się o milimetr i zadałam sobie pytanie, które powinno być dawno rozwiązane. "Daniel... się już nie jąka. Jąkał się, ale przestał. Dlaczego?"
Zanim zdążyłam rozstrzygnąć jedną zagadkę pojawiła się druga, która celowała we mnie ostrym strumieniem światła. Niczym szczur, odsunęłam się o parę kroków do tyłu, bezradnie chowając się za plecami mężczyzny. "Co za pedał świeci światłem prosto w oczy! Co jest..."
- Filip! Co ty tu robisz? - Zawołał zdezorientowany chłopak, który przez drobną chwilę stał skołowany, a potem w dwóch susach był już przy Filipie i brutalnie wyrwał mu lampę z dłoni. Ja, stałam oczywiście jak słup soli, kierując spojrzenie to na Filipa, to na Daniela. Obaj byli do mnie odwróceni bokiem, więc mogłam jedynie podziwiać ramiona i ich wąskie sylwetki. W końcu nie wytrzymałam.
- P-przepraszam, ale czy mógł-ł... - Przerwałam zaskoczona, bo Filip nagle przytulił się do Daniela. Widziałam łzy w jego oczach, a jego plecy rytmicznie poruszały się do szlochu. Speszona potrafiłam jedynie wzdychać i spoglądać zmieszana na ich czułości. "Może to geje...Yyy.... Nie! Czy ja jestem zazdrosna?... Nie!"
- On... On... Przecież.. jak to... możliwe? I ona... Ona to.. - Wydukał zrozpaczony Filip powoli osuwając się po bracie, aż upadł na kolana i niczym najgorszy przestępca, dotknął czołem wzorzystych kafelek. Był trupio blady, chciałam podejść i przytulić go, ale nie zdążyłam, bo tuż za mną coś stanęło i rzucało cień podobny do kota. "Potwór? Kosmita? Mc Donald? Właściwie... Co to zazdrość?"
Powoli zbliżało się do mnie, a ja, stałam wrośnięta w podłogę. Mój krzyk stłumiła klucha w gardle, nawet nie pozwalając pisnąć z przerażenia. Upadłam na podłogę. Straciłam oddech i leżałam słysząc jedynie ciche łomotanie mojego serca. "Jeszcze trochę i wyskoczy mi z klatki piersiowej." Co nas uczyła Pani nauczycielka w szkole? Jeśli znajdziemy się w krytycznej sytuacji wymagającej stabilnego zachowania i kolejnego logicznego ruchu, najlepiej jest uciec, schować się, udawać nie żywą lub zemdleć. Mądra nauczycielka, nie wiedziałam, że kiedyś przydadzą mi się jej porady życiowe. Jest jeden plus. Mam chociaż z kogo brać przykład. "A co by zrobiła Mamusia?"
Trudne pytanie. Na pewno znalazła by lepsze rozwiązanie, na przykład po prostu zabiłaby tego Donalda, i nie przejmowała się obściskującymi chłopakami. Na pewno nie bałaby się. Nie martwiła by się. Nie smuciłaby się. Nie stała w miejscu z szerokimi oczami, szła by do przodu, uciekłaby stąd i spaliła wszystko w drobny pień, nie zostawiłaby za sobą nic, kompletnie nic. I wszystko by zniszczyła, całą przeszłość.
  Tego w niej nie rozumiałam. Porzucanie przeszłości, jest jak palenie swojego ciała. I tak nie usuniesz go z pamięci, więc po co niszczyć go innym? Pomyślę nad tym jutro, narazie zemdlałam.
"Najlepiej jest udawać trupa. Tak właśnie zrobię, to krytyczna sytuacja, wymaga tego."

                                 ***
 
   - I co z nią? - Zapytał nachylając się tuż za plecami brata. Jego jasne włosy wydawały się przez światło świec nieco ciemniejsze i rzadsze. Przeczesał je palcami włosów oczekując natychmiastowej odpowiedzi od Daniela, dało się to wyczytać z jego oczu.
-Nic jej nie będzie. Filip...- Szepnął cicho chłopak w kręconych włosach, odbierając od elfa szklankę i przykładając lód do jej czoła. Co pięć sekund głaskał ją troskliwie po policzku. Do porządku powołały go jego własne słowa. - Jesteś pewien, że to ona? Pomyliłeś się może? A jej pochodzenie?
Rozwścieczony Filip skrzyżował ręce na piersi i prychnął pogardliwie.
- Śmiesz mi zarzucić kłamstwo? - Posłał mu pełne obrzydzenia spojrzenie. - To chyba oczywiste! Księżniczka, to ona jest następcą przywódcy!
Daniel spojrzał ze smutkiem na twarz dziewczyny. Ciężko wypuścił powietrze przez nos i wziął dziewczynę na ramiona, kładąc ją na łóżko.
- Ale ona jest córką smoka. - Stwierdził po chwili ciszy w sypialni, klęcząc tuż koło łóżka, gdzie leżała dziewczyna. - Według elfów, następcą nie może zostać nikt powiązany krwią ze smokami, poza tym nie wyczułem od niej magicznej aury i nie sądzę by potrafiła czytać runa elfickie.
Filip wpatrywał się w niego z namysłem. Podszedł do okna, wpatrując się zamyślony w niebo i pocierał podbródek palcami prawej dłoni.
Jego myśli kłębiły się nad tematem znalezionej niewiasty. "Co jeśli Filip miał racje? Jeśli jest córką prawdziwego człowieka z równoległego świata?"
Przymknął zmęczony powieki, masując palcami skroń, obolałą od nadmiernego wysiłku. Czuł jakby z jego myśli wyrastały trasy metra.
- Dobranoc. - Rzucił jeszcze, zanim opadły mu powieki.
Zapadł w sen, kładąc głowę tuż koło twarzy dziewczyny. Śniły mu się dziwne rzeczy. Widział tylko biel. Otaczającą go jasną biel i pole kwitnących maków, na którego środku leżała dziewczyną z przepasaną we włosach błękitną rośliną. Uśmiechała się do niego promiennie, ale nie rozpoznał jej twarzy. Była za daleko i coraz bardziej był przekonania, że oddala się i oddala...

        Filip cicho przymknął drzwi i przyglądał się jak jego rodzony brat klęczał przed łóżkiem. Zawiesił płaszcz na klamce od drzwi i zamknął je od środka na klucz. Schował go do kieszeni i poszedł do kuchni. Powrócił po kilkunastu minutach, cicho kładąc kroki na podłodze z taboretem z bufiastą poduszką pod ramieniem. Usiadł naprzeciwko łóżka i zamyślony położył kubek z gorącą herbatą na szafce nocnej.
Nagle jakby coś wpadło mu do głowy, poklepał się za zażenowania w swoje czoło i powiedział na głos swoje myśli.
- Od kiedy ty, Danielu, mówisz bez jąkania się? Czyżbyś... się zakochał? - Oparł się teraz swobodnie plecami o krzesło i założył nogę na nogę, bawiąc się czarnymi sznurówkami. Nakręcał je na palec jak włosy na lokówkę. Nieświadomie zasnął, zostawiając gorący napar na komodzie. Ten, wystygł do rana, a liście zielonej herbaty pływały na samym dnie kubka. nie nadawała się już do picia.

     W nocy smok przemknął przez zasłonę magiczną i przedostał się do sypialni. Tam, ułożył się w kłębek tuż nad głową dziewczyny, wdychając nozdrzami zapach skoszonej trawy i błękitnego kwiatu maku. Przymknął fiołkowe ślepia i machnął ostatni raz ogonem ze szpiczastym kolcem zanim, tak jak trójka pozostałych stworzeń, uśpiony wydarzeniami dzisiejszego dnia zasnął.

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.pl