Our-Story...

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Gry

#26 20-07-2017 10:02:51

 Shadia

Administrator

Skąd: Stąd
Zarejestrowany: 25-01-2013
Posty: 526
Punktów :   

Re: I prefer death than life with you.

L o u i s
P r i c e



   Lekki uśmiech wkradł się na usta dziewczyny, kiedy ten bez zawahania zgodził się zająć kociakiem. Sam mały, zanim obwąchał nowego przybysza i nie przekonał się, że jest bezpieczny może był nieco nieswój, ale w końcu całkowicie oddał się przyjemności, cicho pomrukując. Nawet matka kociąt przestała się biernie przyglądać i podeszła, kładąc przed dziewczyną na plecach, tym samym pozwalając się podrapać po brzuchu. Można powiedzieć, wielki krok dla ludzkości, a przynajmniej Louis, bo kot ten zawsze był nieco nieufny, zwłaszcza w obecności obcych. Niebieskowłosa bez wachania przyjęła propozycję i zaczęła głaskać i deliaktnie drapać kota po brzuchu.
   - Może i...- Przerwała sama sobie, wciąż bawiąc się z kotką. Nawet nie wiedział jak ciężko było dziewczynie przyznać sie do tego, że...
   - ... Masz rację...- Wydukała to całkiem cicho i niemrawo, jednak nie miała żadnego zamiaru tego powtarzać. Co najwyżej mógł dostać kopa w tyłek za nieuważne słuchanie.
   - Z resztą, sama bym na to wpadła. I nie myśl, że potrzebuję twojej pomocy, sama bym sobie poradziła, ale nie wiem gdzie co macie w szafkach, a nie chcę wam grzebać po całej kuchni. Do niczego innego cię nie potrzebuję, zrozumiałeś?- Zapewne gdyby mogła, to dla pokazania swojej niechęci jeszcze naplułaby wokół niego jadem i go podpaliła, jednak benzyna była zbyt niebezpiecznym pomysłem, a wszystko inne byłoby mniej spektakularne. Dlatego tylko posłała w stronę Theodora mordercze spojrzenie, mrużąc przy tym oczy i marszcząc nos, ażeby wiedział, że to dla niej ostateczność, godzin się na pomoc od swojego najgorszego wroga. Zmieniła jednak wyraz twarzy na nieco bardziej łagodny, kiedy ten ostrożnie odkładał kociątko na ziemię. Był to całkiem rozczulający i niecodzienny widok, obserwowanie tego idioty kiedy nie warczy, ani nie rzuca uszczypliwych uwag w jej kierunku. W końcu jeżeli ktoś lubi zwierzęta i z taką troską się z nimi obchodzi, to nie może być do końca złym człowiekiem. A gdzie tam! Pewnie tylko udawał, żeby po raz kolejny przestała uważać i obudziła się w połowie łysa, albo ufajdana smołą, albo martwa w przestrzeni kosmicznej. I wcale nie wydawał się całkiem przystojny i zarazem czarujący, kiedy tak zajmował się kotem. Głupi cieć i tyle, a ona tylko chwilowo dała wciągnąć się wjego grę. Przygryzła dolną wargę i sama pożegnała się ze zwierzętami.
   - Ta, idę.- Burknęła pod nosem, zanim posłusznie podreptała za ciemnowłosym w stronę szkoły. Nie, żeby nagle stała się jego posłusznym pieskiem, ale już same komentarze o malince ją denerwowały, a co dopiero, gdyby pojawiły się kolejne o ich wspólnym wyjściu z lekcji i długiej nieobecności. Jeszcze ktoś by wysnuł teorię, że to uderzenie piłką to było zaplanowane przez ich obydwoje, aby mieć okazję do spędzenia czasu razem! Aż się jej niedobrze zrobio. Ona z nim? Przecież to było niemożliwe, żeby ktoś taki jak ten huncwot w ogóle kogoś pociągał i wzbudzał, przynajmniej w niej, emocje inne od wstrętu, złości i irytacji.

*******



   O wiele się nie pomyliła, kiedy w szatni już zaczęły się kąśliwe uwagi innych dziewczyn, w tym i samej Mandy, uwielbiającej droczyć się ze swoją przyjaciółką. I na nic były tłumaczenia biednej Louis, kiedy im bardziej była zła, tym wszystkie były bardziej przekonane o słuszności swoich osądów. Pięknie, jeszcze jej takich plotek, o ich rzekomym związku i mizianiu się pomiędzy lekcjami i u higienistki jej brakowało! Jednak nie dawała za wygraną i niemal całą kolejną lekcję usilnie tłumaczyła każdemu, że nie cierpi tego zadufanego w sobie egoisty i że nie może na niego patrzeć, a co dopiero coś więcej... Fu!
   Jedno było pewne, tamten dzień nie mógł być ani dłuższy, ani dziwniejszy. I przez wszystkie lekcje nie myślała o niczym innym, jak o kupieniu składników na tort i zrobieniu go z... No właśnie, z nim. Jednak ten fakt nie przysłonił jej radości z uradowania swoich małych przyjaciół. Już nawet na luźniejszych lekcjach (religii i wdż) znalazła kilka przepisów i wybrała najlepszy, żeby po szkole jak najszybciej, unikając wiadomo kogo, móc udać się do miasta w poszukiwaniu itemów potrzebnych do tej misji, polepszającej skilla w gotowaniu i pochłaniającej środki pieniężne.

Ostatnio edytowany przez Shadia (20-07-2017 10:04:01)


Bored.

Offline

 

#27 22-07-2019 18:16:20

 Nieve

Rozgadany

Skąd: Narnia jest w drugą stronę.
Zarejestrowany: 12-02-2013
Posty: 204
Punktów :   
WWW

Re: I prefer death than life with you.

T h e o d o r   M a y n a r d



Miałem już tego wszystkiego dość. Naprawdę nie miałem pojęcia, co tych wszystkich półgłówków w ogóle podkusiło, by zacząć insynuować na temat mojej i tej błękitnej wiedźmy relacji, jednak zacząłem dzięki temu mieć raczej krwawe myśli względem wszystkich, którzy pisnęli, chociaż o tym słowem. I nie, żebym zaczął bronić Louis — nic z tych rzeczy, mogli ją sobie dręczyć do woli. Przynajmniej dopóki nie zaczynali robić tego samego ze mną, bo raczej miałem cienką cierpliwość do takich rzeczy.
Niby też wiedziałem, co mniej-więcej jednak zmotywowało takie gadki, jednak… Cóż, ludzie chyba byli idiotami, jeśli do tej pory nie umieli zauważyć naszej wzajemnej nienawiści, którą wręcz zalewaliśmy korytarze tej szkoły.
Na szczęście koniec zajęć przyszedł, zanim postanowiłem wywołać z kimś bójkę — nie żebym należał do szczególnie agresywnych osób, ale z pewnością ktoś by oberwał w końcu. I wciąż nie wykluczałem tego jako opcji, bo kto wie, kiedy ludziom faza na te plotki przejdzie, czyż nie? Jednak na ten moment mogłem w końcu ewakuować się z tego budynku tortur, co szybko wykorzystałem.
Będąc już na zewnątrz, z zamiarem ucieczki od tych wszystkich denerwujących ludzi, zauważyłem te niebieskie włosy oddalające się coraz bardziej. Nie do końca w kierunku mojego domu, co przypomniało mi w sumie o naszej wcześniejszej rozmowie, tej względnie cywilizowanej i dotyczącej kotów. Jakoś wcześniej wyleciała mi ona z głowy przez te wszystkie docinki, jednak skoro już o tym pamiętałem, to chyba nie wyglądałoby dobrze, gdybym zostawił ją do tego całkiem samą? Nie do końca. I nawet jeśli kociaki by o tym nie wiedziały, to i tak czułem na sobie te wyimaginowane spojrzenia pełne wyrzutów.
Przynajmniej tak sobie właśnie tłumaczyłem, gdy ruszyłem śladem dziewczyny.
Dogoniłem ją kawałek od szkoły, tak dla pewności, że zobaczy nas w ten sposób jak najmniej postronnych osób i… jaki był lepszy sposób do oznajmienia twojemu wrogowi numer jeden, że jesteś obok, niż przez piosenkę i fałszowanie? Na dobrą sprawę, każdy.
- Today is my day to find you, daring again, I'll be coming for your hate, OK? - zanuciłem, zarzucając jej przy tym swoją rękę na ramiona. I tak, przyciągnąłem ją przy tym do siebie, bo jawnie prosiłem się o usłyszenie kilku niemiłych komentarzy i ewentualną przemoc fizyczną. Cudownie masochistyczne odruchy, gdyby nie to, że jednak wolałbym sprawiać jej ból, niż samemu go przyjmować. - Droga Ogrzyco, nie sądziłaś, chyba że zostawię cię w spokoju? Idziemy po zakupy dla naszych kotków, czyż nie? W tym wypadku naprawdę powinnaś mi powiedzieć, w końcu mieliśmy zrobić to razem. - rzuciłem do niej, cmokając z niezadowoleniem na koniec.
Miała tak cudownie żmudną nadzieję, że się ode mnie uwolni, a przynajmniej tak sądziłem i myśl ta była mi na tyle miła, że aż musiałem się szeroko uśmiechnąć. I o ile normalnie naprawdę bym dał jej spokój, tak teraz robiłem to dla kotków, a to zdecydowanie był dobry powód, by znieść obecność Louis.

Ostatnio edytowany przez Nieve (22-07-2019 18:18:12)


Now we will create a zikru to Goście.
Let him be equal to your stormy heart.

Offline

 

#28 23-07-2019 18:36:04

 Shadia

Administrator

Skąd: Stąd
Zarejestrowany: 25-01-2013
Posty: 526
Punktów :   

Re: I prefer death than life with you.

L o u i s
P r i c e



   Gdyby naiwność była liczona w... Powiedzmy jedzeniu, to pospiesznie oddalająca się od szkoły dziewczyna nie musiałaby martwić się o pożywienie na najbliższe kilka lat. Na jej nieszczęście nie było za to żadnej nagrody. No, chyba że dla Theodora, który oczywiście, że po prostu nie mógł biednej Louis pozwolić iść samej po zakupy. No nie mógł. To z pewnością dlatego, że jego natura dżentelmena nie pozwoliłaby mu spać spokojnie, gdyby musiała ona dźwigać ciężkie zakupy w samotności. Właśnie z tego powodu szlachetny ów młodzieniec nie tylko dogonił uciekającą ofiarę, ale i skorzystał z jej opuszczonej gardy, nie dość, że śpiewając jej ukochany utwór, to jeszcze umieszając łapsko na ramieniu niczego niespodziewającej się niebieskowłosej.
   W zasadzie były trzy rzeczy, które zaważyły na jej reakcji. Po pierwsze: była zbyt zamyślona, aby wyłapać zmieniony tekst. Po drugie: była zbyt zamyślona, aby od razu zorientować się, kto je śpiewa i kto przyciąga ją do siebie. I po trzecie: była zbyt pewna ucieczki z sideł pewnego niegodziwca, aby natychmiast zareagować odpowiednio na zaistniałą sytuację. Niemal odruchowo kontynuowała piosenkę, oczywiście nie modyfikując treści.
   - Take on me, take on me... Take me- To był ten moment. Fakt, to on jej przerwał, ale i tak zrobiłaby to sama, bo do jej mózgu właśnie dotarła informacja co się tam właściwie odjaniepawliło. Najpierw na twarzy Louis malowało się przerażenie i po chwili przeobraziło w szok, kiedy powoli odwróciła głowę w kierunku źródła swoich problemów. Trwało to jeszcze kilka sekund, zanim minę zmieniła na wielce zdegustowaną, aby z każdą chwilą pogłębiać ten grymas. Dopiero kiedy jego uśmiech obrzydził ją doszczętnie i już bardziej tego wykazać mimiką nie mogła, zamachnęła się i zaserwowała delikwentowi całkiem nienajgorszy cios łokciem w brzuch. Prychnęła tylko, kiedy w końcu mogła uwolnić się ze szponów diabła i pokręciła z dezaprobatą głową.
   - Uważaj orku, bo następnym razem nie będę taka delikatna. I mówiłam ci, że cię nie potrzebuję do niczego, głuchy jesteś, czy niedorozwinięty? I w ogóle to nie są nasze kotki. One nie są niczyje, a to, że je zobaczyłeś nie robi cię lepszym. Pff, kretyn.- Musiała się jakkolwiek odpłacić, żeby sobie nie myślał, że może do niej od tak podchodzić, mówić i jeszcze przy tym dotykać! On z pewnością nie był normalnym człowiekiem. Szczerze, to powiątpiewała, czy ktoś tak niesamowicie nieznośny w ogóle może być tego samego gatunku.
   - I zapomnij o tym, że... No... Ja wcale niczego nie śpiewałam... A ty fałszujesz gorzej niż mój brzuch jak jestem głodna.- Rzuciła w stronę Theodora nieco speszona, przyspieszając przy tym kroku. Biorąc pod uwagę znaczenie tamtych słów... Nie, to się po prostu nie wydarzyło i tyle. Ten jeszcze miał na tyle inwencji twórczej, żeby jako tako wyjść z twarzą, a ona... Po prostu nie była przygotowana. I koniec tematu.


Bored.

Offline

 

#29 30-07-2019 22:46:16

 Nieve

Rozgadany

Skąd: Narnia jest w drugą stronę.
Zarejestrowany: 12-02-2013
Posty: 204
Punktów :   
WWW

Re: I prefer death than life with you.

T h e o d o r   M a y n a r d



Bezcenne. W ten sposób bym właśnie określił moment, w którym ten błękitnooki troll zaczął nucić „Take on me”, nie zdając sobie jeszcze sprawy z faktu, że znajdowałem się obok. Przy każdym innym z pewnością bym takie zachowanie określił uroczym, jednakże akurat ona samą swoją obecnością odbierała wszystkiemu blask — chociaż kotom ani czekoladzie uroku odebrać by nie mogła. Prawie wszystkiemu, w tym wypadku.
I muszę przyznać, że oglądanie jej zmieniającego się wyrazu twarzy, gdy w końcu zorientowała się w sytuacji, miało swój przyjemny, cukierkowaty posmak. Nie mógł tego zmyć nawet cios w żołądek, który już po chwili mi wymierzyła. Bolesne, z pewnością, ale wiedziałem do tej pory, że potrafiła lepiej. Chociaż jak na takiego krasnala, to i tak źle nie było, bo normalnie po kimś tego wzrostu nie spodziewałbym się za dużo. Jednak od niej obrywałem już nie raz, więc też całkowicie się dziwić nie mogłem.
Na ten moment jednak nic nie mogło przebić bólu, który odczuwałem wcześniej, gdy to rzuciła piłką we mnie — bo naprawdę, ale czegoś takiego się łatwo nie zapominało.
- Naprawdę, słońce, nie wmówisz mi, że nie uważasz kociąt chociaż trochę za swoje. Jakby nie patrzeć tylko ty się nimi przejmujesz, ale cóż... Skoro nie chcesz tego uznać, nie będę się sprzeczać. - rzuciłem, niby to nie poruszony, wzruszając przy tym ramionami. A w tym samym czasie mój masochistyczny umysł formować już kolejne głupie pytanie, ale wolałem Ne wyskakiwać z nim od razu, i lepiej dać się jej wygadać. Bo to chyba była domena kobiet, tak? Mówienie od groma, jakby sądziły, że ktoś naprawdę ich słucha lub się przejmuje ich słowami.
Oh, dobra, wyjątkowo kolejny wywód był krótki i dodatkowo jakiś taki mało ubliżający. Nie przekonujący, w najmniejszym nawet stopniu.
- Jeszcze chwila i zacznę myśleć, że mnie lubisz. Wymiękasz tak szybko? Cóż, chyba nie powinienem się dziwić, w końcu każda leci na mój urok osobisty i cudowną kawę. - powiedziałem, uśmiechając się przy tym półgębkiem i nachylając trochę do niej, by mieć lepszy widok na jej pospolitą twarz. Bo akurat nadążenie za jej zwiększonym tempem nie było problemem, w końcu to nie ja tu byłem krasnalem. - Spokojnie, nie musisz się obawiać, że się obrażę, też nie brzmiałaś jak słowik. - dodałem jeszcze, możliwe, że lekko prześmiewczym tonem. I na bank nie było to moja najlepsza decyzją, ale jakoś nie umiałem się przejmować.
Denerwowanie jej zdecydowanie było zbyt dobrą zabawą. Nawet jeśli odwodziło mnie to od głównego tematu tak jak w tym momencie.
- To co, powinienem spytać teraz, czy zostaniesz mamusią dla moich kocich dzieci? I do którego sklepu mnie ciągniesz? - zapytałem jeszcze, odwracając już swoją uwagę od dziewczyny. Rozejrzałem się po okolicy, ale nie byłem w części miasta, w której się jakoś lepiej orientowałem, raczej normalnie chodziłem innymi drogami, wiec byłem zdany na Louis, albo GPS. I szczerze, ale nie byłem pewny, co było gorszą opcją.


Now we will create a zikru to Goście.
Let him be equal to your stormy heart.

Offline

 

#30 02-08-2019 20:50:13

 Shadia

Administrator

Skąd: Stąd
Zarejestrowany: 25-01-2013
Posty: 526
Punktów :   

Re: I prefer death than life with you.

L o u i s
P r i c e



   Chyba tylko opatrzność niebios była powodem, dla którego do tej pory Theodor nie skończył w szpitalu z objawami ciężkiego pobicia i w stanie zagrażającym życiu. Albo też fakt, że gdyby spróbowała, to pewnie sama nie skończyłaby po czymś takim w jednym kawałku. Nie oszukujmy się- skrzeczący i idący obok koczkodan z pewnością nie dałby się od tak pobić. Tak czy siak- sama czasami zastanawiała się, dlaczego sam nigdy nie oddał jej w bardziej brutalny sposób. Upokarzanie upokarzaniem, ale sama będąc na jego miejscu z pewnością nie wytrzymałaby i już dawno usłyszała wyrok skazujący za morderstwo ze szczególnym okrucieństwem. Na szczęście nie była na jego miejscu i mogła do woli testować cierpliwość Theodora. I przy okazji swoją, bo ten swoim gadulstwem poważnie sobie grabił.
   - Powiedz, że się przesłyszałam... Ty, paszczurze, naprawdę myślisz, że ktoś zdesperowany chociaż odrobinę mniej niż stara panna z wyglądem gargulca poleicałby na cokolwiek związanego z tobą? I twój osobisty co? Twoje żarty zaczynają być coraz lepsze. Zwłaszcza te, które zakładają, że twoje obrażanie się o cokolwiek by mnie jakkolwiek ruszyło.- Udała rozbawienie i zaraz wywróciła oczami, kiedy już kończyła swój monolog. I był to chyba jeden z dłuższych, jakie kiedykolwiek do niego wypowiedziała, bo wprost nie mogła się uspokoić i pozbyć irytacji faktem, że przyjemne zakupy ku szczytnym celom zmieniły się w istną gehennę. Po prostu nie mógł sobie odpuścić i po prostu wrócić do domu, albo wybrać gdzieś ze znajomymi, których powody do wytrzymywania z kimś tak nieznośnym był znane chyba tylko siłom wyższym.
   Na jego kolejne dwa pytania nie odpowiedziała nie dlatego, że ich nie słyszała, a raczej była po prostu za bardzo zaabsorbowana wymyślaniem zemsty. I zapewne gdyby wiedział, że swoimi słowami właśnie podsunął jej do tego idealny pomysł, pewnie zastanowiłby się więcej razy, zanim w ogóle otworzył usta. W końcu może i lubił ją upokarzać i wykorzystywać do tego fakt, że byłby ostatnią osoba, z którą Louis miałaby ochotę na kontakt fizyczny, ale jak dotąd robił to tylko zdala od ciekawskich oczu ewentualnych świadków. A teraz była idealna okazja, aby ona się odgryzła i zniszczyła przy tym jego iluzję bycia niewykrywalnym. I nie, nie zamierzała niczego robić na oczach znajomych chłopaka, w końcu wtedy i ona nie odpędziłaby się od plotek połowy szkoły. Chodziło tutaj o nieco inną widownię.
   Rzuciła szybkie spojrzenie na jego nieco zdezorientowaną twarz, na co odpowiedziała uśmiechem satysfakcji. Jego rozkojarzenie wywołane brakiem znajomości okolicy było tylko i wyłącznie pomocą w realizowaniu planu. W dodatku szedł posłusznie jak piesek i to nawet bez smyczy w strone nieco mniej popularnych ulic i sklepów. W końcu gdzie znajdą lepsze produkty, jak nie zdala od wielkich marketów, wśród okolicznych rolników i innych ludzi sprzedających własne wyroby? I jak nie cierpiała finansować przemysłu mięsnego, tak dla kotków zrobiłaby wszystko, w tym również babrała się w zwłokach innych zwierząt.
   Kiedy byli już dosłownie dwa stoiska od najlepszego, przynajmniej w tamtej okolicy, sklepu rybnego, niepostrzeżenie wzięła swojego kompana pod rękę i pociągnęła we właściwym kierunku. Na twarz przybrała maślany uśmieszek i kiedy byli już przy drzwiach, zaciśniła uścisk, aby na pewno się nie wyrwał. Po wejściu robiła niemal wszystko, żeby wyglądali na parę. Nieważne jak bardzo miała ochotę wyrzygać sie przez to na środku pomieszczenia. Musiała być silna. Dla zemsty- powtarzała sobie w myślach ze szczerą nadzieją, że ten choć trochę się zeźli na to, co wyprawiała.
   W momencie, kiedy nastąpiła ich kolej i stali już przy kasie, twarzą w twarz z przemiłą starszą panią, niemal przytuliła się do ręki Theodora i uśmiechnęła najbardziej serdecznie, jak tylko mogła.
   - No, kochanie, to może wybierzesz najładniejszego dorsza dla naszych dzieci? W końcu muszą jeść zdrowo, prawda, Theoś?- Naprawdę niewiele brakowało, aby zaczęła się trząść, jednak ogromnymi pokładami silnej woli zignorowała dreszcz obrzydzenia i puściła rękę swojego "partnera", kiedy starsza kobieta zaczęła pokazywać na wszystkie ryby tego gatunku, jakie miała. One... Były... Całe... Z głową, ogonem, płetwami. I trzeba je było oporządzić, bo przecież o kupnie mrożonych, albo paczkowanych nie było mowy. Ugh.
   - Oh, nie zapomnij też o łososiu, kotku.- Nie spodziewała się, że cała zemsta będzie aż tak masochistycznym zapędem, dopóki nie wypowiedziała ostatniego słowa w iście przesłodzony sposób. I dopóki starsza pani nie zaczęła komentować, jaka to z nich ładna para, a ludzie stojący w kolejce nie posłali w ich stronę kilku krzywych spojrzeń. No cóż, o ile posiadanie dzieci w oczach starej daty ekspedientki nie wydawało sie pewnie czymś dziwnym, tak dla już nieco bardziej współczesnych ludzi dwójka osób ze szkolnymi torbami średnio wyglądała na wzorowych rodziców. Oby było warto. Oby było warto.


Bored.

Offline

 

#31 07-08-2019 18:15:09

 Nieve

Rozgadany

Skąd: Narnia jest w drugą stronę.
Zarejestrowany: 12-02-2013
Posty: 204
Punktów :   
WWW

Re: I prefer death than life with you.

T h e o d o r   M a y n a r d



Naprawdę, pojęcia nie miałem skąd jej się uwidziało, że żadna dziewczyna mnie nie chciała, ale chyba wolała siedzieć ślepa w tej sprawie. Albo mi zwyczajnie dopiec, na co jednak tylko wywróciłem oczami. Pewno, gdyby był tu ktoś z moich znajomych, to bym już dawno ją jakoś obraził za to, jednak na razie się zbytnio tym nie przejmowałem. Pozwoliłem sobie nawet na delikatny uśmiech po jej komentarzu.
Ten jednak dość szybko zniknął, gdy Louis postanowiła mnie dalej ignorować, puszczając moje pytania mimo uszu, na co już prychnąłem rozdrażniony. Nadal jednak nie opuszczałem jej boku, trzymając się jej, chociażby po to, by denerwować ją samą swoją obecnością. W końcu wiedziałem już, że to samo w sobie potrafiło zdziałać cuda. Jasne, nie podobało mi się bycie olewanym w tak chamski sposób, ale to zawsze mogłem sobie odbić później — w końcu to nie tak, że nasze drogi miały się szybko rozejść. Mieszkaliśmy razem, a to już dawało mi sporo możliwości.
Bladego pojęcia nie miałem dodatkowo, gdzie mnie ciągnęła i niezbyt się kryłem z faktem, że byłem raczej zdezorientowany nieznana mi okolicą. Dodatkowy powód, by na razie zostawić ją samą sobie, wolałem, by mnie nie wystawiła gdzieś na środku pola, czy cokolwiek. Nie, żeby miała szansę uciec, jednak miałem raczej dość wysiłku fizycznego na ten dzień, tym bardziej po tym nieszczęsnym Wf-ie.
I… Tak, nie spodziewałem się takiego typu zachowania z jej strony. Nie miałem też pojęcia, co próbowała czymś takim osiągnąć, jednak wiedziałem, że miałem ochotę wyrwać jej swoją rękę. Tylko że robienie sceny wśród ludzi, którzy już pewno ułożyli sobie w naszej kwestii jakiś dziwny scenariusz, też nie było dobre. Prawdopodobnie bym został zlinczowany na miejscu, więc nie pozostało mi nic więcej jak popłynięcie z nurtem tej dziwnej sytuacji.
Podchodząc już do lady, sam przykleiłem sobie do twarzy uśmiech, jakby wszystko było jak w największym porządku. Nie było, ale też za późno się zrobiło, by wycofać się i zamiast gonić z trollicą to pójść normalnie do domu ze szkoły.
- Oh, oczywiście, najsłodsza, wszystko, co najlepsze dla ciebie i naszych słodkich dwulatek. - rzuciłem do niej słodko, specjalnie akcentując wiek, w momencie, gdy nawiązywałem do naszych domniemanych dzieci. I jak grzeczny chłopak/mąż/cokolwiek, przesunąłem się odrobinę, by lepiej widzieć pokazywane mi ryby, tylko na chwile rzucając przy wszystkim spojrzenie Louis.
Przyznam, że nie spodziewałem się zobaczyć aż tyle ukrytego w jej oczach, ale byłem pewny, że wybieranie ryb naprawdę spadło całkowicie na mnie. Na jej szczęście miałem minimalną wiedzą o tym, chociaż samo rybołówstwo nigdy mnie nie kręciło. I mimo że aż mnie wykręciło, gdy wypowiedziała te “kotku”, to zacisnąłem zęby i starałem się skupić na dobrym wyborze.
- Dziękujemy pani za te komplementy, jednak zapewniam, że całą glorię w tym związku zbiera moja mała Lou. Świeci niczym najjaśniejsza gwiazda, czyż nie? - rzuciłem uroczo, i tak miałem ochotę zaraz po tym wymyć sobie usta vanishem, jednak dalej się uśmiechałem. W końcu wszystko było w porządku, czyż nie? Chciała grać w tę grę, więc tylko się przyłączyłem. Jakkolwiek to bolało. - Cieszę się, że nasze dzieci odziedziczyły niemal wszystko po niej. - dodałem jeszcze, przyciągając dziewczynę tak, by ucałować ją w czubek głowy przy tym. Tak, zdecydowanie miałem się po tym cały wymyć w wybielaczu.
Już po tym, wraz z piorunującymi spojrzeniami innych klientów na plecach, wybrałem dla nas kilka ryb, za które również zapłaciłem, nie dając dziewczynie dojść do słowa w tej kwestii — zresztą, mieliśmy robić za parę, czyż nie? Nawet nie wypadało, bym dał jej płacić.
Gdy już byliśmy na zewnątrz, kawałek od całego tego zgiełku, tym razem ja jej wbiłem łokieć pod żebra… Przynajmniej taki był zamysł, jednak bardziej wycelowałem jakoś na poziomie, na którym z założenia powinna mieć cycki.
- Mam szczerą nadzieję, że cię zabolało to przedstawienie. - syknąłem do niebieskowłosej. - Chociaż pewno się cieszyłaś, mając w końcu namiastkę chłopaka. - dodałem jeszcze, patrząc na nią zdecydowanie wkurwiony. Nie na tyle, by jej coś zrobić i najlepiej zostawić gdzieś w rowie i na wieki zapomnieć, jednak zdecydowanie byłem zły i zdegustowany całą sytuacją.


Now we will create a zikru to Goście.
Let him be equal to your stormy heart.

Offline

 

#32 08-08-2019 05:42:25

 Shadia

Administrator

Skąd: Stąd
Zarejestrowany: 25-01-2013
Posty: 526
Punktów :   

Re: I prefer death than life with you.

L o u i s
P r i c e



   Sama nie była pewna nad czym zastanawiała się bardziej. Nad tym, czy dwulatkowi w ogóle można podawać ryby, czy może też nad zagadką braku jakiejkolwiek konsternacji zarówno w głosie, jak i na twarzy Theodora, podczas odgrywania tej uroczo obrzydliwej scenki? Chociaż nie, z tym pierwszym, to jeżeli dobrze kojarzyła, już chyba od pół roku dzieci mogły jeść ryby. I nie, lepiej nie pytać, skąd to wiedziała, ani dlaczego uznała ten fakt za coś pocieszającego w tamtej sytuacji. Bo o ile o mało nie odetchnęła przez to z ulgą, tak na wspomnienie o najjaśniejszej gwieździe poprzedzone słowami "moja mała" poczuła, jak poweka lewego oka zadrgała kilka razy niekontrolowanie. Naprawdę niewiele dzieliło ją do tego, aby zacząć się trząść i toczyć z ust pianę, a fakt, że jeszcze tam stała na prostych nogach był chyba istnym cudem. Racja, sama chciała grać w tę grę, ale na własnych warunkach. Tymczasem Theoś zdawał się radzić sobie doskonale, a może i nawet bawić się przy tym świetnie.
   Była bardzo bliska od wywrzeszczenia na cały sklep "CO TY WYPRAWIASZ?!" i strzelenia komuś w pysk, kiedy ten nie dość, że tak bez ostrzeżenia przybliżył Louise do siebie, to jeszcze złożył pocałunek na jej głowie.
   - Huh?- Zamiast jednak nieco bardziej malowniczej reakcji, wydobyła z siebie tylko ten stłumiony dźwięk (a raczej jęk) i cała czerwona wróciła na swoje miejsce, starając się z godnością i dalszym, niewinnym uśmiechem zignorować mrowienie na twarzy. A co było najlepszym sposobem na własne zażenowanie? Oczywiście odrzucenie piłeczki i skompromitowanie tej dwójki jeszcze bardziej, a co!
   - Nie przesadzasz czasem, skarbie? Nasze bliźniaczki mają twoje piękne oczy i ujmujący urok osobisty. Po prostu mam teraz trzy razy więcej szczęścia, niż kiedy był tylko mój Theoś.- Tutaj teatralnie położyła dłoń na jego torsie i oparła głowę na ramieniu, kiedy tylko wrócił do kasy. Co prawda niewiele brakowało, aby wydrapała tam pazurami dziurę, wyrwała serce i na końcu je zjadła, ale czego się nie robi dla wiarygodności. Chociaż już sama nie wiedziała, czy ekspedientka patrzyła na nich z uśmiechem zachwytu, czy może już raczej politowania.
   Niebieskowłosa była tak zajęta trzymaniej "formy", że dopiero, kiedy starsza pani wydawała resztę w ogóle zorientowała się, że przecież nie zapłaciła i, co gorsza, zrobił to za nią... On. Totalne upokorzenie i dno dna- być mu winna cokolwiek, a dopiero pieniądze. Westchnęła tylko, odpowiedziała "nawzajem" na życzenia miłego dnia i wstrzymując oddech towarzyszyła swojemu partnerowi do wyjścia ze sklepu. Dopiero kiedy odeszli na bezpieczną odległość wypuściła ze świstem powietrze i wzięła kilka głębszych wdechów.
   Długo jednak nie miała dane dochodzić do siebie, bo ten oczywiście psotanowił się zemścić. I naprawdę wolała myśleć, że celował albo niżej, albo wyżej, niż rzeczywiście trafił, bo w tamtej chwili nie miała nawet jak rozmasować pulsującej z bólu po uderzeniu piersi. Dlatego też zamknęła oczy, policzyła w myślach do pięciu (bo tylko do tylu zdążyła, zanim ten otworzył jadaczkę) i niechętnie wysłuchała, co tam z siebie wykrztusił. Cóż, jedynym plusem tego wszystkiego była wyraźna złość w jego głosie, na co zmusiła się na słyszalny śmiech.
   - Chyba raczej namiastkę wrzodów na dupie... I następnym razem przypomnij mi, że istnieje opcja samobójstwa. Z pewnością lepsza niż chociażby udawana relacja z tobą, ugh.- Odgryźć się musiała, jednak ledwo skończyła mówić, a już kierowała się w kierunku innego sklepu z cichym "chodź" rzuconym od niechcenia w kierunku swojego utrapienia. Mieli jeszcze coś do kupienia, a wolała nie marnować czasu na jałowe dyskusje o tym, jakie to, co zrobiła było żałosne i niepotrzebne. Ważne, że on nie był z tego zadowolony, a fakt, że sama oberwała rykoszetem wolała przemilczeć.
   - Masz pieniądze, kup tutaj trochę, naprawdę niewiele, wątróbki drobiowej i zaczekaj na zewnątrz, ja zaraz wrócę. Chyba tyle potrafisz zrobić sam?- Nie czekając na odpowiedź wcisnęła mu gotówkę (w nadmiarze za wcześńiejsze ryby) w wolną dłoń i ruszyła w przeciwnym kierunku, żeby dopełnić resztę zakupów i zrobić coś jeszcze, czego się po sobie by nigdy nie spodziewała, ale chyba naszła ją nagła, dziwna fala altruizmu wobec irytującego orka.
   Zaopatrzenie się w kilka kocich smakołyków nie było problemem, a ten pojawił się dopiero, kiedy zawitała do budki z kilkoma tradycyjnymi chińskimi przysmakami do wyboru. Było to coś, co raczej często się w takich miejscach spotykało, jednak to konkretne stoisko miało do zaoferowania najlepsze, oczywiście według Louise, jedzenie. Chwilę się zastanawiała nad tym, co wybrać, aż w końcu postawiła na oczywistość i zamówiła dwa razy bułeczki gotowane na parze. Jedną dla siebie z nadzieniem z fasolowej pasty, a w drugiej postawiła na dosyć klasyczne połączenie mięsa z chilli. Wątpiła bowiem, że ktoś tak ograniczony doceniłby smak pasty z czerwonej fasoli. Po krótkim czekaniu ruszyła z powrotem tam, gdzie zostawiła pewne nieszczęście.
   - Powinno ci smakować. Lepszego Da Bao nie znajdziesz w całym mieście, jak nie kraju. I jest gorące, więc trzymaj przez papier i nie jedz za szybko, bo pewnie taki tępak jak ty się zaraz poparzy.- Oznajmiła na dzień dobry z wyciągniętą ręką ze smakołykiem, a sama zabrała się za konsumowanie swojego. Może i reklamówka wsunięta na rękę aż do łokcia nie była najwygodniejsza, ale czego się nie robi dla czegoś tak pysznego. Nie dość, że bułka była mięciutka, to do tego nadzienie wręcz rozpływało się w ustach, a to wszystko połączone sprawiło, że przez chwilę zapomniała o obecności czarnowłosego i uśmiechnęła się błogo w trakcie przeżuwania. Dopiero kilka sekund później wróciła do rzeczywistości i zaczęła bez ostrzeżenia już iść we właściwym kierunku- upragnionego mieszkania.


Bored.

Offline

 

#33 12-08-2019 12:13:19

 Nieve

Rozgadany

Skąd: Narnia jest w drugą stronę.
Zarejestrowany: 12-02-2013
Posty: 204
Punktów :   
WWW

Re: I prefer death than life with you.

T h e o d o r   M a y n a r d



Zdecydowanie miałem prawo być zdziwiony — uznajmy, że to właśnie odczuwałem, bo sam nie byłem pewien, ale zaraz po jej słowach o samobójstwie jedna z moich brwi sama się uniosła do góry. Jakoś ciężko mi było w to uwierzyć, tym bardziej że sama zaczęła tę szopkę, więc chyba wiedziała, na co się pisze, tak? Ewentualnie założyła, że mnie tym jakoś upokorzy, bo nie będę umiał się dostosować, czy coś takiego. I jasne, jak nic czułem się okropnie i sam miałem ochotę skoczyć z CN Tower, więc to jej wyszło. Ale pokazać jej tak stuprocentowo? Nie ma szans, nie będę jej humoru poprawiał.
Wywracając oczami na jej zachowanie, dałem się poprowadzić do kolejnego sklepu, przy którym to już postanowiła mnie zostawić samego. Bycie grzecznym i posłuchanie jej poleceń wcale trudne nie było, mimo że nawet nie tknąłem danych mi przez Louis pieniędzy. Jeszcze czego, to nie tak, że nie mogłem się trochę dołożyć przecież do tortu, a przy okazji — skoro już mnie wysłała po wątróbkę, to miałem zamiar skorzystać z okazji i kupić jej więcej.
Chwila w kolejce, kupienie co miałem, zapłacenie i wyjście ze sklepu — z pewnością zajęło to za mało czasu, bo już po chwili czekania po prostu usiadłem na schodkach obok, zaczynając się bawić telefonem. Oczywiście przez myśl mi przeszło, że dziewczyna mogła mnie po prostu wystawić, ale nie wiedziałem, czy na pewno by to zrobiła, skoro ja też miałam część zakupów. Chociaż z nią to, kto tam wie… Ja pewno w takiej sytuacji bym ją zostawił i sobie wrócił do domu, niech sama szuka drogi powrotnej. Przynajmniej starałem się przekonać, że tak właśnie bym zrobił.
Widząc powiadomienie o oznaczeniu, od razu w nie kliknąłem i równie szybko tego pożałowałem, bo jakiś głupi komentarz znajomych znajdował się oczywiście pod postem, o których przeglądanie normalnie podejrzewałbym tylko dziewczyny. Miłość, nienawiść, czy inne bzdety. Powstrzymałem się od rzucenia telefonem o ziemię, zamiast tego znów go blokując i chowając do kieszeni.
Po tym na szczęście długo już nie czekałem, bo ta ryba w końcu się pojawiła, i to w dodatku z jedzenie. Nie tego się spodziewałem. To było prawie, jakby zaczęła mówić ludzkim głosem — na szczęście tylko prawie, bo zepsuła wszystko swoimi słowami. I jasne, nigdy nie jadłem czegoś takiego, więc nawet do końca pewny nie byłem, co ona właśnie powiedziała, ale do odważnych świat należy, nie? Chociaż chyba bardziej chciałem pokazać niebieskookiej, że nie boję się tknąć czegoś od niej, co mogła w międzyczasie doprawić arszenikiem czy czymś takim.
Pierwszy gryz, i już musiałem się lekko skrzywić. Nie, żeby było jakieś straszne w smaku, jednak zdecydowanie miałem inny gust co do jedzenia. Znośne i robiłem się raczej głodny, więc i tak miałem zamiar zjeść.
- Uznajmy, że może być. - rzuciłem do dziewczyny, ruszając za nią. Jednak patrząc na nią, miałem wrażenie, że zaraz jej ręce odpadną. To zdecydowanie nie mogło być wygodne. - Daj te torebki, bo się jeszcze załamiesz pod ich ciężarem. - dodałem jeszcze po chwili, układając w jednej ręce tego dziwnego pieroga, by drugą móc wyciągnąć po zakupy Louis. To przecież nie tak, że chciałem jej to ukraść, więc nic by jej się nie stało, gdyby pomoc przyjęła, nie? Chociaż z nią to, kto wie, jak się to skończy.
Dopiero po tym, jak do czegoś w tej sprawie doszliśmy, dałem się dalej prowadzić w kierunku normalnych, bardziej mi znanych terenów. Skupienie się na jedzeniu też było dość przyjemne, tym bardziej, gdy Louis nie gadała mi nad uchem, mogłem o niej sobie zapomnieć, i żyć przez chwilę w przyjemnym świecie. Nie tracąc jej jednak z oczu, bo zdecydowanie, ale nie chciałem się zgubić.

Gdy w końcu dotarliśmy do mojego domu, od razu poczułem się lepiej. Torbę rzuciłem na podłogę, nie przejmując się niczym, i zaniosłem zakupy do kuchni. Z góry też mogłem powiedzieć, że albo moich rodziców nie było, albo na górze robili rzeczy, których wolałem sobie nie wyobrażać, więc postanowiłem skupić się chwile na Louise. I przygotowaniu jakiegoś normalnego obiadu, który nie uwzględniał chińskich przysmaków.
- Kawy, ogrzyco? - odezwałem się do niej, nastawiając wodę. Zaraz po tym odwróciłem się w jej stronę. - Mam twoje pieniądze, tak swoją drogą, przyjmiesz je dobrowolnie czy będę musiał ci je w stanik wepchnąć? Przynajmniej w końcu coś go wypełni. - powiedziałem. Spojrzałem przy tym na tę trollicę tak, by nie miała wątpliwości, że naprawdę miałem zamiar to zrobić, jeśli by spróbowała się wykłócać.
W końcu to nie molestowanie, jeśli tam i tak niczego nie było, prawda?
- To, czego potrzebujesz i w czym mam ci pomóc? - dodałem jeszcze, czekając na jakieś polecenia, w końcu to ona znalazła jakiś przepis, więc chyba powinna wiedzieć co teraz.


Now we will create a zikru to Goście.
Let him be equal to your stormy heart.

Offline

 

#34 28-08-2019 12:18:43

 Shadia

Administrator

Skąd: Stąd
Zarejestrowany: 25-01-2013
Posty: 526
Punktów :   

Re: I prefer death than life with you.

L o u i s
P r i c e



   Kojarzy ktoś może te sceny z anime czy mangi, kiedy główna bohaterka po ugotowaniu czegoś dla swojego wybranka i zaserwowaniu mu, patrzy z maślanymi oczami na jego reakcję pełna obaw, że nie posmakuje? Za takie porównanie tej scenki do swojej sytuacji Louis byłaby w stanie zamordować, jednak inaczej nie da się opisać tego, jak intensywnie obserwowała twarz chłopaka, kiedy brał pierwszego gryza uwielbianego przez nią smakołyku. I jak zawsze, kiedy chodziło o Theodora- mogła poczuć tylko zawód, kiedy jego twarz wykrzywiła się, ukazując tym samym jego z pewnością niwielką radość z trzymanego w dłoni dania. A na komentarz, cóż, prychnęła tylko wyraźnie oburzona i bez słowa kontynuowała drogę. Najlepsza taka budka z chińskim jedzeniem w promieniu kilkudziesięciu, jak nie kilkuset kilometrów, a ten śmie wybrzydzać i jeszcze się krzywić. Postanowiła. Prędzej wypije wodę ze ścieków i zje psie odchody, niż kupi temu niewdzięcznemu orkowi cokolwiek do jedzenia.
   - Nie spodziewałam się, że masz mnie za upośledzoną. Sama sobie poradzę, bez twojej pomocy. Oh... I w sumie to wiedziałam, że ktoś tak prymitywny jak ty nie doceni tradycyjnej chińskiej kuchni. Ty jak byś się o dzieło sztuki potknął, to byś uznał, że to gówno i poszedł dalej.- A jednak była bardziej urażona niż sama się spodziewała. No tak. Pierwszy raz chyba w życiu kupiła temu niewdzięcznikowi jedzenie, w dodatku swoje ulubione, a ten śmiał wzgardzić. I nie, w jej głowie wtedy nie istniał fakt innych preferencji smakowych. W przypadku Theodora nie zamierzała silić się na krztę zrozumienia. Po prostu zrobił to specjalnie i tyle. Na odchodne tylko posłała w stronę jego wyciągniętej ręki pogardliwe spojrzenie i mogli ruszać dalej. Tym razem w rzeczywistej, całkowitej, pięknej, zastąpionej jedzeniem ciszy. Jakoś niekoniecznie przejmowała się też próbami czarnowłosego do traktowania jej przynajmniej nie jak wroga. Po pierwsze- wyczuwała podstęp i wolała cały czas dawać wyraźnie do zrozumienia, że gardy nie opuści. Po drugie- tak przecież działała ich relacja. Czysta niechęć. I nie chciała, aby jakikolwiek wspólny cel to przysłonił. Jeszcze czego. Dla kotków mogła jedynie go tam samego nie zostawić. W końcu ktoś będzie musiał pokazać gdzie są pochowane wszelkie sprzęty kuchenne.

   Ich miejsce docelowe okazało się być nieco dalej, niż by chciała i niż założyła wcześniej. No, do szkoły z pewnością nie było daleko, ale wracając z ukochanego targu przez moment czuła, jakby właśnie była na pielgrzymce przez kraj. I to wcale nie było spowodowane jej małą odpornością na upały, czy jakikolwiek wysiłek. O nie. Po prostu było za daleko, a przynajmniej tak wolała to sobie tłumaczyć i idąc w ślad za chłopakiem- odłożyła torbę na ziemię, a zakupy położyła na kuchennym stole, aby od razu zacząć je wypakowywać. Rozjerzała się w międzyczasie dla pewności, że faktycznie są w tamtej chwili sami i nie musi przynajmniej witać się z jego rodzicami. Im mniej tych udawanych, miłych interakcji, tym lepiej.
   - Jeżeli taką, co rano, to możesz zrobić. Tylko taką samą, nie zepsuj jej.- Ostatnie zdanie mruknęła już pod nosem, absorbując się bardziej ponownym czytaniem składu kocich smakołyków, niż obrażaniem go. W końcu ostrożności nigdy nie za wiele, a wolała nie podać swoim pupilom czegoś, co zamiast mięsa miało wypełniacze. Przerwała jednak, kiedy znowu zaczął swoje wynurzenia i mało brakowało, żeby się zapowietrzyła, próbując odpowiedzieć. Powolny wdech i jeszcze powolniejszy wydech pomogły jednak zapobiec tragedii, zanim ciało rzuciło się do ataku.
   - Pieniądze są teraz twoje, więc rób z nimi co tam chcesz, nie obchodzi mnie to już. A miseczka B to wcale nie jest takie nic przecież...- Może i nie spodziewała się wypowiedzieć tych dziesięciu słów na głos, a jednak to zrobiła i to nawet nie z wściekłością, a raczej prawdziwym zwatpieniem i urażeniem. Szczerze, to sama nie miała pojęcia, dlaczego wywołało to taki zawód. W końcu Theoś był ostatnią osobą, na której zdaniu i docenianiu czegokolwiek by jej zależało. Absurd. Ożywiła się jednak na kolejne pytanie, bo sam przepis studiowała tyle razy, że już niemal znała go na pamięć.
   - To tak... Potrzebuję tak z trzech misek, najlepiej szklanych, tortownicy, miksera, albo blendera, albo obydwu. No i deski do krojenia i ostrego noża, ale to już widzę przy zlewie. A, no i szpatuli. I drewnianej łyżki. Wystarczy, że mi to wyłożysz na meble i resztę zrobię sama. No chyba, że serio ci się nudzi, to ci wyślę przepis i sobie coś tam wybierz do roboty. Tylko mi nie przeszkadzaj, bo muszę teraz... Wypatroszyć... Ryby...- W trakcie mówienia zdążyła wziąć wspomniany już nóż i deskę, wysłać mu w wiadomości link do przepisu i wyciągnąć z siatki dorsza. Zatrzymała się dopiero w trakcie mycia go pod kranem, kiedy to ściśnięte gardło dało znać o awersji do jakiegokolwiek kontaktu z martwymi zwięrzętami. Aż przełknęła ślinę, kiedy dotknęła płetw.
   - Bądź silna. Dasz radę. To dla kotków. A ta ryba już nie żyje i jest tylko mięsem.- Szeptała sama do siebie, chcąc nabrać choć trochę odwagi przed najgorszym, które miało nadejść. I nadeszło szybciej, niż by tego chciała. Odpaliła na odłożonym na blat telefonie instruktażowy filmik (no, raczej nikt z marszu nie wie jak pierwszy raz filetować rybę) i zabrała się za pierwszy krok, czyli rozkrojenie brzucha. I naprawdę szło jej dobrze. A nawet świetnie. Proste, idealne cięcie. Problem zaczął się, kiedy z tego rozcięcia juz po sekundzie wypłynęło trochę wnętrzności, a mężczyzna na filmiku gołymi rękami poszerzył otwór i wyjął te flaki. Niemal w sekundę odrzuciła nóż i odwróciła się tyłem do miejsca masakry na rybie, aby wziąć kilka głębokich wdechów. Jak normalny człowiek był w stanie zrobić coś tak obrzydliwego gołymi rękami? A może to ona była jakaś skrzywiona, że na samą myśl powrotu do swojej roboty miała w oczach łzy, a w brzuchu kołtuny.
   - Wyobraź sobie, że to plastelina. Śliska, sprężysta plastelina.- Znowu zaczęła do siebie mówić, ale kiedy tylko po obróceniu się ujrzała te na wpół wypłynięte flaki, po prostu nie wytrzymała i ruszyła biegiem do łazienki. Oczywiście z zamiarem uspokojenia się, nie zwrócenia zawartości żołądka, to jednak było silniejsze i po prostu zwymiotowała do muszli. Takie upokorzenie w obecności największego wroga. Wstyd i hańba po prostu. Kiedy już była pewna, że wszystko wporządku z tym razem jej wnętrznościami, spuściła wodę i zabrała się za przepłukiwanie ust, a następnie mycie zębów. Trudno, rybki muszą poczekać, aż sama będzie czuła się ze sobą dobrze.

Ostatnio edytowany przez Shadia (31-08-2019 15:16:58)


Bored.

Offline

 

#35 07-01-2020 17:56:30

 Nieve

Rozgadany

Skąd: Narnia jest w drugą stronę.
Zarejestrowany: 12-02-2013
Posty: 204
Punktów :   
WWW

Re: I prefer death than life with you.

T h e o d o r   M a y n a r d



Może i nie było to najlepsze posunięcie, jednak z braku laku zwyczajnie zacząłem jej wyciągać to, czego potrzebowała. Równie dobrze by się sprawdziło poinformowanie jej gdzie, co jest, dodatkowo może by coś nawet zapamiętała, skoro nie było wiadomo, ile u nas zabawi dokładniej — przynajmniej ja nie pamiętałem, czy było to w jakiś sposób określone wcześniej. Ale co poradzić, uważałem tę informację za raczej nieistotną, przynajmniej w obliczu tego, że nawet zabawnie się z nią pogrywało.
Pieniądze na razie odłożyłem na dalszy tor, pozwalając jej myśleć, że w tej kwestii też wygrała. Naprawdę miałem zamiar jej oddać to, co mi wcześniej wcisnęła, robiąc przy tym tyle szkód, ile się dało. Bo nie wątpiłem, że ta ogrzyca się w jakiś sposób na mnie odegra za to wszystko, to było niemal pewne, jak fakt, że miała aż nazbyt błękitne oczy, by było to normalne. Nie, żebym aż taką uwagę na nią zwracał.
Gdy zaczęła jakoś tak z ociąganiem mówić, co ma zamiar zrobić teraz, aż na chwilę się zatrzymałem, by na nią popatrzeć. Jednak już jej szeptów do siebie nie słyszałem — zostały skutecznie zagłuszone przez czajnik, toteż oderwałem się od przyglądania niebieskowłosej, na rzecz zrobienia kawy. Tak mniej więcej do momentu, w którym usłyszałem, że uciekła z kuchni. Obróciłem się zdziwiony, przyglądając jej znikającej postaci, po czym spojrzałem na stanowisko, przy którym stała.
- Jaja sobie ze mnie robisz… - mruknąłem pod nosem, widząc, co takiego prawdopodobnie doprowadziło moją nemezis do tego stanu. Nie, żeby mnie to nie ruszało, widok zdecydowanie nie należał do najprzyjemniejszych, tak dla pewności. Jednak to też nie tak, że nie dałbym rady. Może i byłem miastowym dzieciakiem, ale nawet mnie ojciec czasem ciągał na ryby, a co za tym szło, miałem minimalistyczne doświadczenie z takimi sytuacjami. Jakkolwiek mi ono nie było normalnie na rękę, ani też czymś, do czego bym miał ochotę się przyznać.
Wyciągnąłem z szafki torebkę herbaty miętowej, po czym to również zalałem w kubku gorącą wodą. Zgadywałem, że dziewczynie mogłoby się coś takiego na uspokojenie przydać, nawet jeśli nigdy bym jej nie powiedział, że to z troski o niej Bardziej obawiałem się ewentualnego przetykania kibla, jeśli by trochę za długo postanowiła się z nim zaprzyjaźniać.
Z westchnieniem, ruszyłem się w stronę okupowanej łazienki, a tam tylko zapukałem lekko we framugę. Oczywiście nie czekałem, aż dziewczyna coś odpowie, miałem lekkie wątpliwości co do tego, czy dałaby mi się usłyszeć w takiej sytuacji zresztą. Zamiast tego od razu się odezwałem:
- Masz miętę w kuchni do wypicia i pozwolisz, że nie będę czekał, aż się ogarniesz i zajmę się tą rybą. I tak pewno zrobiłbym to szybciej niż ty, z tymi ślimaczymi ruchami.
Mój ton brzmiał na zdegustowany — czy bardziej Louis, czy też czekającą na mnie rybą, było bez znaczenia, grunt, że ona pewno mogła teraz odebrać to w jeden konkretny sposób.
Szybko wróciłem do kuchni, by przypadkiem nie pomyślała, że się o nią martwiłem, po czym chwyciłem odrzucony przez ogrzycę wcześniej nóż. Tak, ryba zdecydowanie nie zachęcała do robienia z nią czegokolwiek, ale czego się nie robiło dla kotów, czyż nie? To one były moją główną motywacją teraz, i nie mogłem się przecież oglądać na to, że Louis zrobi wszystko, skoro jawnie w kwestii ryb była bezużyteczna. Teraz, jak i wcześniej, gdy trzeba było jakieś wybrać.
Dobra, sam nie czułem się najlepiej, patrząc na wnętrzności wypływające z dorsza, jednak… Przynajmniej dawałem radę to jakoś znieść. Widok był naprawdę nieprzyjemny, jednak szybko, i może lekko niechlujnie, uporałem się z pierwszą rybą. Odkładając ją umytą na bok, chwyciłem łososia, by zająć się nim w podobny sposób. W tym też momencie postanowiłem zwrócić znowu uwagę na moją tymczasową współlokatorkę, która w międzyczasie zdążyła wrócić do kuchni.
- Nie polecam na to patrzeć z tak delikatnym żołądkiem, nie chcemy w końcu, byś znowu wymiotowała, czyż nie? - powiedziałem uszczypliwie do niej. Nie, żeby to była jakaś mocna uwaga, ale nie mogłem przecież pozostawić jej wcześniejszego pokazu bez słowa. - Pojęcia nie mam, co innego masz do roboty w związku z tym tortem, ale chyba znajdziesz sobie coś do roboty, skoro jawnie z rybami sobie nie radzisz. Co dalej zrobić z tymi filetami? Lepiej by chyba było, bym cię w tym całkiem wyręczył. - dodałem jeszcze. Specjalnie w tym samym momencie rozcinając wnętrzności leżącego przede mną łososia. Aż kusiło podejść do niej z czymś takim w ręce… Ale tak, przydałaby mi się raczej zdolna do pracy, a nie tuląca się do kibla.

Ostatnio edytowany przez Nieve (07-01-2020 17:56:50)


Now we will create a zikru to Goście.
Let him be equal to your stormy heart.

Offline

 

#36 11-01-2020 13:03:47

 Shadia

Administrator

Skąd: Stąd
Zarejestrowany: 25-01-2013
Posty: 526
Punktów :   

Re: I prefer death than life with you.

L o u i s
P r i c e



   Zaklęła w duchu już w momencie usłyszenia pukania do drzwi. Nie zrobiła tego na głos tylko i wyłącznie dlatego, że szczoteczka i pasta w ustach skutecznie utrudniały wydawanie z siebie wyraźnych dźwięków. Ten cholerny... Nie miał nawet na tyle godności i litości, żeby dać się człowiekowi w spokoju wyrzygać i dojść do stanu względnego porządku. Już kilka scenariuszy pojawiło się w głowie Louis, na temat możliwego powodu jego obecności pod drzwiami, uwzględniające zwykłą satysfakcję i chęć ujrzenia, jak wróg został pokonany przez kawałek mięsa i już miała ochotę kopnąć w skrzydło w odpowiedzi, kiedy ten wspomniał coś o... Herbacie? Miętowej? Znowu, gdyby nie mycie zębów, wydałaby z siebie okrzyk zdziwienia, albo zapytała, czy czasem sam zapach ryb nie powoduje jakiś spięć w neuronach Theodora. Jednak ton jego wypowiedzi i zakańczająca wypowiedż uwaga utwierdziły dziewczynę w przekonaniu, że jednak miał się raczej dobrze. W pewnej chwili zaczęła go podejrzewać o doprawienie napoju środkiem przeczyszczającym, coby nie poczuła się zbyt dobrze i pewnie na jego terytorium. W końcu rodziców nie było w pobliżu, więc nie musiał udawać uprzejmego i uczciwego, czyż nie? Ostatecznie jednak, kiedy już ujrzała w lustrze, jak blada była i jak zaszklone, lekko czerwone oczy miała po całym zajściu, na co nijak nie pomagało obmywanie twarzy wodą, postanowiła skorzystać z tego aktu miłosierdzia, choć wciąż nie pogodziła się z tym, jak bardzo upokorzyła się przed ostatnią osobą na świecie, przed którą chciałaby się upokorzyć.
   Kiedy już łaskawie pojawiła się w kuchni, oczywiście obierając okrężną drogę i obracając głowę w przeciwnym kierunku, niż czarnowłosy rozprawiał się z rybami, rzeczywiście, dostrzegła herbatę. Z westchnięciem rezygnacji, poddania się, wzięła ją w ręce i usiadła przy stole, nie omieszkając przed wypiciem najpierw upewnić się, czy wyglądała i pachniała aby na pewno tak jak napój, jakim docelowo miała być. Nie doszukawszy się żadnych widocznych mankamentów nawet po pierwszym, specjalnie mniejszym łyku- z ulgą, choć i ujmą na honorze, zaczęła powoli pić, jakby bojąc się, że i to jej organizm postanowi zwrócić, choć miało to pomóc. O obecności drugiej osoby w kuchni przypomniała sobie dopiero, jak ten się odezwał. Prychnęła na usłyszane słowa i pokręciła poirytowana głową.
   - Nie martw się, nie mam zamiaru tego oglądać. A żołądek mam pusty, więc raczej już nic z niego nie wyjdzie.- Stwierdziła przez zaciśnięte zęby, jednak uznała to za zbyt normalną rozmowę, więc musiała dodać coś od siebie.- Chociaż jak patrzę na twoją twarz, to mam wrażenie, że byłabym w stanie zwrócić jeszcze własne jelita, orku.- Oj tak, zdecydowanie wolała go na wszelki wypadek obrazić, coby sobie nie pomyślał, że przez chwilowa niedyspozycję stała się bezbronna na wszelkie ataki i docinki, jeszcze czego. Nie opuściłaby gardy nawet, gdyby właśnie się wykrwawiała, a ten był jedyną osobą mogącą uratować jej życie. Z resztą, właśnie, od kiedy on postanowił jej pomagać, zwłaszcza w chorobie? Może liczył na rewanż, kiedy będzie leżał z gorączką, a ta miałaby latać wokół niego z zimnymi okładami i przynosić rosołek do łóżka? Kpiny jakieś. Prędzej by mu potwierała wszystkie okna w pokoju i wylała zimną wodę na łeb, więc niech sobie nie myśli, że takim zachowaniem coś ugra. Nieważne, że mimo wszystko sam akt był na tyle miły, żeby poczuła przyjemne ciepło, kiedy wcześniej wspomniał o tej herbacie i kiedy faktycznie ją zastała. Ani kiedy sam postanowił zająć się rybami. Na pewno miał w tym jakiś ukryty cel, albo robił to tylko i wyłącznie ze względu na kotki. Innej opcji nawet nie zamierzała brać pod uwagę, więc tym bardziej starała się pozbyć tego cholernego, przyjemnego uczucia.
   - Wystarczy, że je wypatroszysz i poodcinasz te wszystkie płetwy, głowy i w ogóle. Jak zostaną same filety, to mogę robić. Tylko szybko, skoro jesteś w tym tak wspaniały i lepszy ode mnie, powinieneś właściwie już kończyć, co nie? Może powinnam nazywać cię od dzisiaj królem patroszenia truchła? Albo księciem z wioski rybaków? Chociaż z twoją twarzą, to bardziej pasowałaby ci rola dokarmiacza świń. Wiesz, jak Yennefer w Wiedźminie.- Sama nie wiedziała, czy po prostu nie potrafiła przestać, czy robiła to, żeby całą swoją uwagę skupić na obrażaniu go, zamiast na odgłosach, jakie dochodziły spod noża, ale z pewnością nie mogła sobie darować takiej okazji, kiedy właśnie odwalał brudną robotę, a ona sobie mogła siedzieć i sączyć miętową herbatkę. Cóż, z pewnością jej ona nie uspokoiła.
   Co jakiś czas zerkała na etap jego pracy, więc kiedy podeszła wszystko wyglądało w miarę znośnie, a przynajmniej na tyle, żeby nic nie stawało jej w gardle. Zapach był do przeżycia, więc od razu zabrała się do pracy.
   - W sumie zostało tylko rozdrobnienie i zblendowanie tego, potem dodanie trochę żelatyny, ułożenie warstwami w tortownicy i schłodzenie, żeby dało się na końcu udekorować. Poradzę już sobie sama. Chyyba że BARDZO chcesz, to jak ja będę blendować i wszystko mieszać, możesz kroić najpierw łososia, potem dorsza w kostkę. I...- Pomimo, że czynności, jakie wykonywała w trakcie mówienia nie były szczególnie skomplikowana, w pewnej chwili przerwała i zerknęła na chłopaka, jakby bijąc się z myślami i zastanawiając, czy słowa, jakie chciała wypowiedzieć w ogóle chciały przejść jej przez gardło.
   - I dzięki za herbatę... I że zająłeś się rybami w sumie też, może trochę mi pomogłeś i uratowałeś tyłek, ugh. Tylko nie myśl, że mam wobec ciebie jakiś dług, bo o nic cię w końcu nie prosiłam, sam chciałeś.- Szybko wróciła do roboty, od tamtego momentu usilnie unikając patrzenia na jego twarz. Tamten dzień był wyjątkowo dziwny. Najpierw o mało nie uszkodziła mu jego cojones, potem dostała od niego czekoladę, dała mu potrzymać kota i nawet otworzyła się przez krótką chwilę... Na Odyna, KUPIŁA MU JEDZENIE, chociaż chwilę przed tym o mało nie doprowadziła do katastrofy w sklepie, kiedy udawali parę. I teraz jeszcze to. Do czego to doszło, żeby mu szczerze dziękowała za pomoc, do której nie musiała go nawet zmuszać? Tak, z tamtym dniem było stanowczo coś nie tak.

Ostatnio edytowany przez Shadia (11-01-2020 13:04:28)


Bored.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.plbusy Holandia psychoterapia