FABUŁA
Wcielamy się w rolę zaciekłej młodej Królewny, która nie zamierza się ożenić. Nawet gdy jej poddani szukają jej przyzwoitego kandydata na małżonka i władcy, który pomoże młodej damie podjąć decyzje związane z Królestwem, ona każdego młodzieńca odrzuca z kwitkiem. Przyparta jednak do muru przez niecierpliwą już arystokrację zgadza się na zamążpójście, ale jej przyszły mąż musi zaryzykować życie i podjąć się wyzwaniu, jakie narzuciła. Młoda Królewna bowiem zażyczyła sobie spełnienia czterech zadań, czym przyprawiła o ścięcie kilku zuchwałych mężczyzn. Tutaj wkracza druga postać - Szalony Książe, który z prywatnych powodów stara się o jej rękę. Gdy dochodzą go słuchy o krwawej rekrutacji, bez namysłu podejmuje się wyzwania i zamierza spełnić jej życzenia.
WYDARZENIA
W pełnej wersji:
Spoiler:
Zmarł od dawna owdowiały król, którego jedynym potomstwem była córka. Po przekupieniu najważniejszych zarządców udaje jej się zająć tron. Cały dwór królewski decyduje o tym, że powinna ona mieć męża, który zająłby się królestwem wraz z nią. Zadbałby o sprawy dworu, zamku i potomstwa. Jednak młoda królowa nie zamierza tak wcześnie przygotowywać się do pójścia przed ołtarz. Każdego księcia, króla, kogokolwiek chętnego odprawia z kwitkiem. Po jakimś czasie arystokracja zmusza królową do zamążpójścia. Ma ona tylko jedno życzenie. By jej wybranek spełnił cztery zadania. W innym przypadku czeka go ścięcie.
Dowiaduje się o tym pewien książę, który chcąc połączyć terytorium obydwu królestw składa królowej propozycję. Zostaje odrzucony. Słysząc o zadaniach zgłasza się jako ochotnik, doskonale wiedząc, iż kilku władców przed nim poległo.
Królewicz jednak jest kompletnym wariatem. Pogłoski nawet głoszą, że jest psychopatą i gwałcicielem. Nie ma w swoich żyłach ani kropli królewskiej krwi, został wychowany w pasterskiej rodzinie, zaś ojciec naszego "szaleńczego" królewicza chcąc ratować życie swojego dziecka przed ubóstwem i zbliżającą się zarazą, porzucił je tuż przy drzwiach jednej z rodzin królewskich. Zlitowała się nad dzieciątkiem pewna wysoko postawiona osobistość i nikomu o niczym nie wspominając zagarnęła je jako swe niemowlę. Pech chciał, że reszta jego "przybranego" rodzeństwa zapadła na chorobę, która zbierała żniwa na terytorium trzech najbliższych królestw. Panna, która niemowlę zabrała i uratowała przed tragiczną przyszłością obiecała zachować chociaż to dziecię i zapewnić mu dobrobyt do końca jego (nie)szczęsnych dni. Tak oto szalony książę zawładnął wraz z matką królestwem.
Nasz książę pomimo tylu wspaniałych wydarzeń z dzieciństwa nadal chciał urozmaicać swe życia, a ponieważ cały jego żywot toczy się na granicy życia i śmierci - podejmuje próbę zamążpójścia z Królową sąsiedniego królestwa. Tak poradziła mu matka, która zdążyła jedynie to wyszeptać Księciu, gdy uleciało z niej ostatnie tchnienie. Książę kompletnie zwariował. Kazał zamurować wszystkie wejścia do jego sypialni, zostawiając jedynie szklane okno (jakby urzeczony bajką o Roszpunce) oraz wychodził z pomieszczenia puszczając sobie drewniane wiaderko albo wiązkę związanych prześcieradeł. Wcześniej próbował zatrudnić kobietę, która spuszczałaby mu włosy z okna, lecz i ten pomysł (jak miliony innych) okazał się nietrafny, gdy okazało się, że w jego królestwie nie ma żadnej dziewki, która posiadałaby tak długie i wytrzymałe złote włosy, na których mógłby się wspiąć.
Powracając do jego planów. Odrzucony przez Królewnę oburzył się i pomimo głoszonych wiadomości o śmierci poprzedników przyjął wyzwanie zaciekłej Królowej o spełnieniu czterech zadań. Co było ciekawe, pod osłoną nocy zaręczył się kilkanaście lat wcześniej z wieśniaczką, zauroczony jej dziką urodą i nagannymi manierami. Było to tego samego dnia w którym jego matka zeszła z tego świata, a on dowiedziawszy się o swoich pochodzeniu starał się odszukać swoich biologicznych rodzicieli. Okazało się jednak (po żmudnych poszukiwaniach księcia), że jego prawdziwa rodzina zmarła na zarazę kilkanaście lat wcześniej, ale gdzieś w sąsiednim królestwie uchowała się jego jedyna siostrzyczka. Z jeszcze większym zapałem postanowił ożenić się z Królową owego królestwa, aby kontynuować poszukiwania. Żeby jednak dopełnić ostatnie życzenie matki, musiał zerwać zaręczyny z wieśniaczką, jednak ta, dowiedziawszy się o planach księcia zagroziła mu swoją śmiercią i ogłoszeniu królestwu o haniebnym oszustwie i kłamstwie księcia o swoim czystym pochodzeniu.
WZÓR KARTY POSTACI
Imię & Nazwisko
Rola
Wiek & Data urodzin
Wygląd
ROLE
Szalony Królewicz – @Lydie jako Alexis fox Guerrie
Zacięta Królewna – @Ikuko jako Sether Miriam de la Lorraine
Wieśniaczka –(postać jest „bezpłciowa” i kierują nią pisarki)
REGULAMIN
1. Post dodajemy minimum co 24 godziny.
2. Na końcu Kart Postaci piszesz zdanie "Zrywam z Tobą tłuszczu".
3. Nie kłócimy się, jedynie nasze postacie mają takie prawo.
4. Podpunkt drugi jest podpuchą, nic nie piszemy.
5. Czytamy wszystkie Posty, nie pomijamy nawet najdrobniejszego.
6. Przestrzegamy ogólnych Zasad na Forum Our-Story.pun.
Ostatnio edytowany przez Lydie (22-04-2014 22:58:37)
Offline
__________________________________________________________________________________________
Imię & Nazwisko
Sether Miriam de la Lorraine
__________________________________________________________________________________________
Rola
Zacięta Królewna
__________________________________________________________________________________________
Wiek & Data urodzin
Osiemnaście lat ukończyła mroźnego dnia drugiego lutego
__________________________________________________________________________________________
Wygląd
Offline
Imię & Nazwisko || Alexis fox Guerrie
Rola || Szalony Książe
Wiek & Data urodzin || 22 Grudzień; strzelec; Siedemnaście zim na karku.
Ostatnio edytowany przez Lydie (22-04-2014 23:53:12)
Offline
Sether Miriam de la Lorraine
- (...) i współczuję ci pani straty ojca i zarówno jednego z najwspanialszych monarchów, jakich przyszło mi poznać. Uczucie to podziela całe moje królestwo, które przybędzie ci z pomocą kiedy tylko wyrazisz taką chęć. Póki ten czas nie nadejdzie, nie sądzisz, iż łatwiej byłoby ci rządzić, dzieląc władzę z kimś kompetentnym i stanowczym? - Byłam mu wdzięczna. Tak bardzo wdzięczna, jak jeszcze nikomu wcześniej. Nareszcie skończył swoje biadolenie o naszym losie, nie raczył pominąć kwestii zbójców na rogu lasu, ani starca pobierającego opłaty przy moście. To były ich tereny, więc mogli sobie tam działać, póki nie stosowali siły wobec przyjezdnych. A z tym raczej nie mieli problemów, woleli żyć w zgodzie z naszym prawem. Czasem tylko się pojawiali, gdy napatoczył się taki... Materialistyczny król. Nie przyznając się muszę powiedzieć, że napadając na niego dobrze zrobili. Napomknął również, że i droga w naszym państwie jest świetna, póki nie wjedzie się w uliczkę prowadzącą ku stajniom. Panie Władco Niedorobiony z całym szacunkiem to oczywiste, że tak wygląda droga ku stajniom. Nie dorobiliśmy się wychodka dla koni.
- Mam wielu doradców, którzy świetnie sprawują swoje urzędy. Czy ty panie sądzisz, iż nie radzę sobie ze swoim stanowiskiem? Nie prowadzę żadnych konfliktów, przestępczość mojego kraju jest znacznie niższa niż u ciebie, a moje terytoria pozostają nienaruszone od wielu lat. Od odejścia mojego ojca minęło niewiele mniej niż dwa lata, a nie przytrafiło się nam żadne nieszczęście. Nie potrzebuję nikogo, z kim dzieliłabym swą władzę, bo to ograniczyłoby moje rządy. - W końcu, dostając prawo głosu, powiedziałam wszystko co wcześniej przygotowałam, wiedząc o wszystkich niepowodzeniach gości. W porównaniu do niego nasze królestwo radziło sobie lepiej niż można sobie wymarzyć. - Z całym szacunkiem odrzucam propozycję zamążpójścia za twego syna, który z całą pewnością nie jest ani stanowczy, ani kompetentny. - Niespiesznie wstałam, co uczynili również i pozostali obecni przy stole. - Słyszałeś zapewne o czterech zadaniach, które oferuję, jednak zważając na dobre stosunki naszych królestw nie zgadzam się na zaproponowanie ich panom. Ścięlibyśmy księcia już przy pierwszym, a nie chcę pozbawić was jedynego spadkobiercy tronu. Proszę was byście nie przybywali więcej w tej sprawie - zakończyłam spokojnie, kłaniając się delikatnie i wychodząc z pokoju. Dzisiejsze spotkanie z pewnością nie należało do najowocniejszych. Żadne z tych ostatnich do takich nie należały, ale cóże poradzić na brak zrozumienia moich wyraźnych odmów? Byłam pewna, iże w przeciągu zaledwie kilku dni, a może mniej pojawi się kolejny chętny na ścięcie biedak. Chyba zaczyna mi być ich szkoda. Ilu ich jeszcze muszę skrócić o głowę, żeby zrozumieli, iż ślub to ostatnie czego szukam?
Offline
Alexis fox Guerrie
- Wsz-wszakże Książe, ta decyzja... Może niekorzystnie wpły-wpłynąć na stan naszych wód. Podniesienie głównego nabrz-rze... - Wydukał przerażony podwładny wymachując swoimi króciutkimi rączkami nad głową. Przypominał mi jednego biedaka z oblepianych chałup, którzy na mój widok rzucali się na ziemię i błagali o skruchę.
- Czasami wydaję mi się, że twoja inteligencja na tym stanowisku jest ewidentnie za niska, per Mokra Gąbka. Powiedziałem, to tak ma być.
Ostatnio edytowany przez Lydie (24-04-2014 16:36:46)
Offline
Sether Miriam de la Lorraine
Po zakończeniu rozmów z królem jednego z upadających królestw w końcu udało mi się zyskać nieco czasu, którego nie musiałam poświęcać żadnemu kolejnemu poselstwu. Powinnam przestać tak łaskawie litować się nad nimi i odmawiać, a zacząć traktować wszystkich tak samo i skracać o glowę przy każdej, najmniejszej okazji.
Niespiesznie przeszłam przez korytarz, zatrzymując się przy mojej ulubionej wazie. Otrzymaliśmy ją, wizytując odległe cesarstwo. Przepych, bogactwo, a na ulicach śmierć. Nie sądzilismy wraz z Ojcem, że istnieje na świecie człowiek, który nie dba o interesy poddanych, a tylko i wyłącznie własne. Nawet jeśli, to jakim cudem pozostaje przy władzy? Nie długo nam przyszło się zastanawiać nad tym, bo już miesiąc później skazano go na gilotynę. Teraz powodzi im się znacznie lepiej, choć nie widać tego w budowlach, a poddanych. Tak jak u nas. Na ulicach można spotkać radosnych ludzi, co prawda nie wszystkim się dobrze powodzi, ale na to nie zawsze możemy zaradzić.
Spokojnym krokiem zeszłam po schodach i skierowałam się do ogrodu - jedynego miejsca gdzie przybysze mieli zakaz wstępu. Dawniej pod rosnącym w samym jego centrum dębem siedziałam z jedną z dworek, pozwalając jej zaplatać mi warkocze. Niestety pewnego dnia odeszła do królestwa jednego z książąt, którzy tutaj przybyli. Dziś dzięki niemu sama muszę dbać o swoje sięgające pasa włosy. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz je związałam w coś innego niż wymyślna fryzura Giordeza. Z nimi wiecznie wyglądam jakbym miała na głowie jednego z moich koni. Całego. Dosłownie.
Gdy tylko zdążyłam usiąść przybiegł jeden ze służących. Naprawdę wszyscy mają wyczucie czasu.
- Pani, goście chcieliby się pożegnać, jak to mają w zwyczaju - oznajmił i niemal natychmiast uciekł, nie pozostawiając mi nic do powiedzenia.
Westchnęłam niezadowolona, czy tak uczyłam ich postępować? Brak kultury, która na dworze królewskim jest najważniejsza. Co przyjezdni pomyslą o służbie? A co o władcy?
Nie chcąc urazić Szlachetnego Władcę Niedorobionego, wyszłam przed zamek i podeszłam do niego.
- Dziękuję za wizytę, miło nam wszystkim było cię gościć, panie. Mam nadzieję, iż ponownie zaszczycisz nas swoją wizytą - powiedziałam, delikatnie kłaniając się i już nawet nie zwracając uwagi na jego dalsze słowa. Orientując się, że już raczył odejść mogłam w spokoju wrócić do budynku. Na dziś miejmy nadzieję zakończyliśmy wszelkie przyjmowanie gości. Wyczerpałam swoją dobroduszność na dzień dzisiejszy.
Offline
Alexis fox Guerrie
Powóz podskakiwał delikatnie, gdy podążaliśmy w kierunku Królestwa La Lorraine. Napięcie rosło wewnątrz wozu, gdy pustymi oczami wpatrywałem się w krajobraz przez okienko. Nikt nie wiedział, oprócz mnie samego, co zamierzam zrobić, biorąc do karety dwóch znakomitych szermierzy. Taliusz i Montier. Walczyli przy moim boku ponad dziesięć lat, ratując mnie przed białymi ostrzami przeciwników. Wspierali mnie w każdej walce stając tuż przy ramieniu i wiernie oddawali mi posłuszeństwo, za co nagradzałem ich sławą, złotem i długimi wieczorami w Domu Rozpusty. Czasami wszakże gościłem w swoim pałacu rycerzy, którzy zasłużyli sobie na moje towarzystwo przy stole i popijaliśmy alkohol nie szczędząc przy tym jedzenia, gromkich śmiechów i tańców ze służbą oraz licznymi gośćmi, niekoniecznie wysokiego sztabu w Królestwie. Jednym z moich najstarszych przyjacieli jest Hrabia Monte Felix, który oddał hołd mojemu zmarłemu ojcu podczas ceremonii pochówku. Doceniałem jego zaciętość w pojedynkach, ale przede wszystkim poskromił moje kamienne serce śpiewem. Talentu zazdroszczą mu wszystkie Królestwa przyjmując go wylewnie do swych progów, on jednak, bez podania konkretnego powodu woli gościć w moim pałacu. Przydzieliłem mu osobistą służbę oraz wybudowałem osobne skrzydło w zamku, aby mógł spać i tworzyć dla mego dworu rycerskiego pieśni i ballady. Nie wiedzieć czemu całe moje poczucie humoru znikło i pewność siebie zmalała. Z zamyślenia wyrwał mnie głęboki i metaliczny głos Montiera.
- Dobrotliwy Książę, gdzie zechciałeś nas zawieźć, byśmy Co wiernie służyli? - Zapytał kładąc dłonie na rękojeści długiej szpady i wpatrując się we mnie. Pomyślałem sobie w tej chwili, że moja matka musiała być szlachetną kobietą, skoro do dnia dzisiejszego wzbudziła w rycerzach ogromny podziw i szacunek, który okazują również i mi, jako następcy tronu. Spojrzałem się na mojego przyjaciela i uśmiechnąłem się ciepło, odkładając kurę na swoje kolana.
- Przyjaciele, zabrałem was abyście mi towarzyszyli przy spotkaniu z Królową Sether. - Powiedziałem podnosząc głos, tak aby usłyszał mnie zasypiający Taliusz. Zignorowałem szmery w powozie i westchnienia i kontynuowałem mowę unosząc wysoko podbródek.
- Nie zabrałem was dlatego, abyście podważali moje zdanie. Macie spełniać moje rozkazy, aby uchronić nasze Królestwo i dziedzica tronu. - Powiedziałem z powagą i spojrzałem na siedzących na przeciw mnie poddanych. Zamilkli wsłuchani w moje słowa, a w ich oczach widziałem oddanie i pełne posłuszeństwo.
- Książę... Czy zamierzasz poślubić Królewnę de La Lorraine? - Zapytał niepewnie Taliusz, który wielkimi oczami spoglądał na mnie, nie mogąc uwierzyć w to, co do nich mówię. Przytaknąłem głową, na co zareagowali jeszcze większym niedowierzaniem w oczach. Nic jednak nie powiedzieli. Nie sprzeciwili się, bo szanowali moją decyzję.
- Taka była ostatnia wola mojej świętej pamięci Matki. - Zakończyłem, powstrzymując cisnące się na oczy słone łzy. Ta cisza była dla mnie czystym cierpieniem i nie mogłem wytrzymać ich wzroku. Na szczęście uratował mnie od tego wysiłku woźnica, który zatrzymał powóz.
- Piękny i dobry Książę. Dojechaliśmy. - Poinformował mnie prowadzący konie człowiek i pochylił się ostrożnie do przodu, aby nie wypaść z siedzenia. Wysiadłem z karoty i wziąłem na ręce czarne jak smoła stworzenie.
- Panie sługo władający wszelakimi pojazdami i dbający o nasz komfort podczas podróży, jestem Ci wdzięczny. Gdy nie wrócę przed zmierzchem, ratuj moich rycerzy i odwieź ich do mojego Królestwa. - Poleciłem poddanemu, który momentalnie posmutniał, lecz pochylił się z godnością.
- Chwała Ci Panie za dobroć i serce, które nam ukazujesz. Panie panów... - Powiedział pachołek, lecz przerwałem mu.
- Nie musisz dokańczać. Niech szczęście będzie z Tobą, bracie. - Pozdrowił mnie skinieniem głowy i wpatrywał się w moich rycerzy, gdy powoli szliśmy w kierunku zamku Królowej.
- Panie, jesteś przekonany, że to dobry wybór? Królowa... Nie jest zbyt przyjazna dla Książąt, którzy starają się o jej rękę. - Zagadnął zmartwiony Montier, mając cały czas przy dłoni rękojeść swojej broni. Musi być czujny, gdy jestem w pobliżu, aby zawsze był gotowy mnie chronić.
- Ale się o mnie troszczycie! - Zaśmiałem się również wyjmując z pochwy swój krótki miecz. Nie zamierzałem się poddać, nawet jeśli musiałbym walczyć z całą służbą Królowej Sether.
- Paniczu, jesteśmy twoimi rycerzami. Będziemy chronić Cię do końca. Cokolwiek postanowisz, zawsze będziemy z Tobą. - Przyrzekł Montier, któremu żywo zawtórował Taliusz.
- Jestem wdzięczny za wasze poświęcenie. Ale... Gdy nie uda mi się porywamy Królową. Montier, jesteś po mojej prawicy.
Offline
Sether Miriam de la Lorrine
- Królowo, przybyli goście, którzy proszą o twój czas. Mają życzenie wypić herbatę w twym towarzystwie. Czy zgodzisz się? - Przyszedł jeden ze służących. Gamraz, ten, który rozumiał mnie i na kolejnych kandydatów patrzył tak samo jak ja. Gdy raz udało mi się usłyszeć jego opinię, okazało się, iże nie potrzebujemy aby zajęty został tron obok mnie, ale to było tylko raz. Wciąż pamiętam jak przepraszał za zbytnie ośmielanie się. Nigdy nie ganiłam podwładnych za dzielenie się swym zdaniem ze mną, wręcz niekiedy tego wyczekiwałam, jednakowoż wizerunek, który przedstawiam przyjezdnym przyjął się i tutaj. Poddani mnie szanują, są zadowoleni z moich rządów, ale najprawdopodobniej się boją. Przecież bym ich nie ścięła. Eh, cóż, nie mogę nic na to poradzić póki co. Może uśmiech zmieniłby sposób postrzegania mnie? Kiedyś spróbuję. Póki co stosuję się do nauk Matki. Władczyni powinna być łaskawa dla poddanych, stanowcza i okrutna dla wrogów, a wobec przyjezdnych ostrożna. Nikomu nie należy ufać. Najpierw muszę zbudować silne królestwo, potem mogę troszczyć się o wizerunek.
Chwilę zastanawiałam się gdzie powinnam podjąć tajemniczych gości. Moją ostateczną decyzją był taras przeznaczony do spotkań z różnymi ludźmi. Roztaczał się z niego widok, który niezmiernie lubiłam podziwiać. Jednak w towarzystwie często tracił na uroku. Dotarłam w końcu na zewnątrz i zatrzymałam się przy moim gościu, splatając dłonie za plecami i przyglądając się mu. Jak on śmie?!? Tak traktować moje drzewo.
- Czy mogę wiedzieć, co robisz mojemu drzewu, Panie? - zapytałam, ostrożnie kłaniając się. Pamiętam go. Przybył tutaj jakiś czas temu, zabiegając o mą rękę. Skończył jednak jak pozostali szczęśliwcy, którzy nie otrzymali moich zadań. Ciekawi mnie w jakim celu tutaj przybył. Miejmy nadzieję, iż nie w takim jak uprzednio. Nie osądzajmy tak szybko.
- Zapraszam na taras. Tam znacznie przyjemniej jest kosztować herbat. - Wskazałam dłonią taras znajdujący się kilka metrów od nas, po czym sama ku niemu zmierzyłam. Nie powstrzymałam się przed przyjrzeniem się zwierzęciu, które to mój Gość raczył zabrać ze sobą. W swoich komnatach toleruję jedynie psy i czasem koty, nie przyszło mi gościć innych stworzeń. Nie licząc konia, którego w dzieciństwie przyprowadziłam do sypialni. Co oczywiście dobrym pomysłem nie było. Jak w górę wszedł, tak zdjęcie go z piętra było niemałym problemem...
Zajęłam jedno z krzeseł i spojrzałam na sługę, który odpowiedzialny był za poczęstunek. Pospiesznie skierował się ku wnętrzu zamku i zniknął za drzwiami. Skierowałam swój wzrok na Gości, czekając aż zdecydują się wyjawić cel swojej wizyty lub jakkolwiek odezwać się.
Offline
Alexis fox Guerrie
Gdy ujrzałem Królową podążającą w moim kierunku, uśmiechnąłem się szeroko, zaś na jej bezpośrednie pytanie o moim zachowaniu w stosunku do drzewa, zaśmiałem się i wyjąłem ostrze z głębi drzewa odwracając twarz ku ciemnowłosej dziewczynie. Moją uwagę zwróciła jednak głęboka zieleń w jej (smutnych?) oczach. Ten widok nieco mną wstrząsnął. Była mocarną kobietą władającą Królestwem, która nawet po śmierci własnego ojca nie popadła w rozpacz. Czyżby coś jednak ciążyło na sercu pięknej zielonookiej Panny Sether?
- Drzewo Królowej pozostanie zawsze zachwycające, jak uroda samej władczyni, która zechciała nas przyjąć. Nawet jeśli ze skazą... - Mruknąłem cicho kłaniając się. Schowałem ostrze do pochwy.
- W razie co, tu się przyklepie, tam poprawi i będzie jak nietknięte! - Zaśmiałem się, jak to miałem w zwyczaju, odsłaniając zęby i mrugnąłem do Królowej, jednocześnie machając dłonią na swoich towarzyszy. Byłem przekonany, że tymi słowami wzbudziłbym zgorszenie u moich nauczycieli-dyrygentów, którzy codziennie szlifowali moje maniery i zachowanie w towarzystwie innych gości, gdy jeszcze nie dosięgnąłem lat dwunastu. Rycerze dostrzegając moje oznaki, szybko ruszyli za naszą dwójką - Królową na przedzie orszaku - utrzymując stosowny dystans. Przyśpieszyłem kroku, by móc swobodnie porozmawiać z Królową zanim jeszcze dojdziemy do tarasu. Kura jakoby dopiero przed chwilą ujrzała zielonooką istotę zagdakała przymilnie i spojrzała się swymi złocistymi ślepiami na Królową. Pogłaskałem zadowolony z Radziusia po ptasiej szyjce.
- Przywitała się.
Ostatnio edytowany przez Lydie (25-04-2014 17:09:43)
Offline
Sether Miriam de la Lorraine
Skinęłam na służącego, który bez wyraźnego polecenia zrozumiał, że na jego głowie pozostawiam wygodę towarzysza mego gościa.
-A czy sam, Panie, nie zaproponowałeś herbaty? Czymże mogę cię w tym wypadku ugościć oraz co powinniśmy podać twemu towarzyszowi? - zapytałam, zerkając na zwierzę. Kątem oka przyuważyłam również rycerzy, przybyłych tutaj. Czy mój wizerunek nakazuje przywozić ze sobą obstawę ochroniarzy? Nigdy nie sądziłam bym była w stanie rzucić się na przyjezdnych i pozbawić ich życia bez przyczyny. Jeśli goście mi taką dadzą, to cóż. Czyżby książę Alexis planował wytrącić mnie z równowagi tak dla mnie charakterystycznej?
- Dobrze wiem kim jesteś książę. Pamięć mnie nie myli, zwłaszcza gdy chodzi o sprawy, które zostały zakończone pozytywną dla mnie decyzją. - Oboje byliśmy po stracie. Zmarły osoby, które od zawsze były uznawane za władców znacznie przewyższających swoich poprzedników. Trudnością dla nas będzie wsławić się bardziej, niż nasi poprzednicy.
Ja jednak nie zamierzam stać w cieniu mego ojca. Chcę być kojarzona nie jako córka, a jako władczyni. Czy proszę o tak wiele?
- Panie, czy czas to nie najcenniejsze z tego, co my, władcy, możemy oferować? - zapytałam, opierając się jednak nie spuszczając wzroku z mego gościa. Niespecjalnie wyczekiwałam odpowiedzi zgodnej z moimi słowami, jednak czegóż tu się spodziewać po takiej osobie.
Roślinność w moim królestwie miewała się bardzo dobrze. Każdy o nią dbał, aby jego skrawek ziemi odznaczał się pięknem, estetycznym wyglądem i przyciągał wzrok. Poddani zdawali sobie sprawę, iż natura jest jedną z mych miłości. Chcieli się przypodobać - zapraszali mnie do obejrzenia swych ogrodów. Czasem sama się wpraszałam, jednak zawsze byłam przyjmowana z gościnnością i radością. Właściciele najbarwniejszych i najpiękniejszych ziemi zawsze mogli liczyć na nagrody.
Wstydem by było, gdyby królewskie ogrody tak bliskie memu wzrokowi i sercu nie były zadbane czy przytulne jak to mój gość przyuważył. To zamek i jego otoczenie jest pierwszym na co przyjezdni zwracają uwagę. Niestety. Nie zauważają poddanych, ich wysiłków. To trochę smutne, czyż nie?
Offline